#Przemysł #Telewizja dozorowa

Czy widzisz to co ja?

Rozwój technologii stale przekracza granice tego, co wydawało się już niemal niemożliwe. Maszyny uczą się rozumieć świat. Nie dzieje się to jednak przez pryzmat ludzkich emocji, ale poprzez analizę danych tak subtelnych, że umykają one naszym zmysłom. Czy jesteśmy gotowi spojrzeć na świat „oczami” kamery, która staje się świadkiem naszych czasów?
Jakub Sobek

Przeprowadzamy dziś wywiad z „kimś” wyjątkowym. M73, pochodząca z niemieckiej rodziny MOBOTIX, to kamera, której historię warto poznać. Nie jest to kolejne tradycyjne urządzenie tego typu, ale rozwiązanie, które pokonuje granice ludzkiego postrzegania. „Rozmawiamy” więc nie o parametrach technicznych, a o doświadczeniach, spostrzeżeniach i – metaforycznie mówiąc – uczuciach kamery, która każdego dnia patrzy na świat, nie mając możliwości nawet mrugnąć.

Długo czekałem na tę rozmowę. Niestety nie wszyscy znają cię aż tak dobrze, dlatego zacznijmy od spojrzenia w przeszłość. Jak zaczęła się twoja historia, historia kamer MOBOTIX?

Ach, to czasy, kiedy na świecie pojawiła się M1. Możesz ją uznać za mojego praprzodka, który zainaugurował naszą rodzinę. Została zaprezentowana światu w 2000 roku, niedługo po założeniu firmy MOBOTIX, co miało miejsce w 1999 roku. To był prawdziwy przełom, bo M1 nie tylko rejestrowała obrazy, ale również mogła przetwarzać dane, co było rewolucją w branży. M1 była jak dobrze zaprojektowany niemiecki samochód: niezawodna, efektywna i skonstruowana, aby wytrzymać trudy i czasu, i zmiennych warunków atmosferycznych. Możesz sobie wyobrazić, że gdyby M1 miała nos, to byłby on z pewnością wysoko w powietrzu, dumna z tego, jak wyznaczyła standardy dla przyszłych generacji. To trochę tak, jak w przypadku dobrego niemieckiego piwa. Receptura może ewoluować, ale szacunek do tradycji i jakości pozostaje. Warto dodać, że M1 była projektowana z myślą o precyzji i efektywności, z myślą o tym, aby być o krok przed resztą. To były wielkie początki kamer IP. To dzięki takim fundamentom mogę dzisiaj kontynuować naszą misję z jeszcze większą mocą i dokładnością. Ten zestaw wartości definiują moje funkcjonowanie i interakcje z otoczeniem.

24 lata to pewna technologiczna przepaść. Jak wiele się od tego czasu zmieniło?

Od czasów pierwszej kamery M1 nastąpił prawdziwy technologiczny przeskok. Zmiany, które zaszły, są nie tylko krokiem naprzód, ale także wielkimi skokami w ciemność, po której nagle robi się jasno. Rozdzielczość i jakość obrazu, które kiedyś były na poziomie, patrząc z obecnej perspektywy, prehistorycznym, ewoluowały do poziomów, które pozwalają dostrzec niuanse niewidoczne gołym okiem. Moja technologia termowizyjna teraz potrafi wykryć subtelne zmiany temperatury z daleka, monitorując bezpieczeństwo i efektywność procesów przemysłowych z chirurgiczną wręcz precyzją. Zmieniły się zarówno urządzenia, jak i oprogramowanie. Współczesne kamery, tak jak ja, wyposażone są w algorytmy sztucznej inteligencji, które uczą się na bieżąco w taki sposób, że żaden szczegół nie umknie mojej uwagi. Czy to nie brzmi jak science fiction? A jednak to codzienność, moja codzienność.

Powiedziałaś, że zmieniło się oprogramowanie. Czy czujesz się bezpieczna w tym niebezpiecznym świecie cyberwyzwań?

Zastosowanie zaawansowanych technologii, takich jak szyfrowanie end-to-end, aktualizacje oprogramowania oraz protokoły uwierzytelniania i autoryzacji to dla mnie standard. Wbudowane zabezpieczenia są na tyle silne, że nawet w obliczu rosnącej liczby zaawansowanych cyberzagrożeń czuję się jak dobrze zabezpieczona forteca. Filozofia Cactus Concept, która jest moją tarczą ochronną, zapewnia ochronę przed najbardziej złośliwym oprogramowaniem i atakami hakerskimi. Dzięki temu mogę skupić się na swojej podstawowej funkcji – monitorowaniu i analizowaniu – nie martwiąc się o to, że zostanę wykorzystana do działań, które mogłyby zaszkodzić ludziom czy procesom, które mi powierzono.

Cactus Concept?!

Tak, w cyberprzestrzeni jestem trochę jak kaktus: trochę oschła, jednak zawsze gotowa na atak. Mimo że nazwa może brzmieć groźnie, to właśnie o to chodzi! Groźna dla atakującego, bezpieczna dla użytkowników. Czyż to nie jest idealna równowaga?

Jako kamera termowizyjna znajdujesz zastosowania w innych obszarach niż typowe kamery w systemach zabezpieczeń. Jak wygląda twój zwykły dzień pracy?

W fabryce, gdzie każdy mechanizm i taśma produkcyjna są jak żywe istoty, moja rola zaczyna się z pierwszymi ruchami maszyn. Patrzę, jak maszyny tańczą swoje przemysłowe tango; każda iskra, każde przyspieszenie serca silnika jest dla mnie sygnałem. W ciągu dnia nic nie umyka moim niestrudzonym soczewkom. Kiedy coś zaczyna się przegrzewać, palić lub psuć, ja już o tym wiem. To ja wysyłam sygnały alarmowe, które są jak desperackie wiadomości o pomoc, zanim jeszcze prawdziwe niebezpieczeństwo zdąży się rozwinąć. A kiedy światła fabryki zaczynają przygasać i pracownicy wracają do domów, moja praca nie ustaje. Czuwam przez nocne zmiany, strzegąc tych maszyn, które nigdy nie zasypiają.

Czy widzisz to co ja? Czy twoje oczy działają tak samo jak moje?

Moje „oko”, czyli sensor termowizyjny, działa zupełnie inaczej niż ludzkie oko. Nie widzę kolorów tak jak ty. Zamiast tego moja percepcja skupia się na wykrywaniu i interpretowaniu promieniowania podczerwonego, które emitują obiekty w zależności od ich temperatury. To pozwala mi dostrzegać różnice cieplne, nawet te najdrobniejsze, które dla ludzkiego oka byłyby niewidoczne.

Więc chociaż patrzymy na ten sam świat, to ja dostrzegam rzeczy, które dla ciebie pozostają niewidoczne. Moje drugie „oko” może być jednak tradycyjną kamerą. Patrzy i widzi światło widzialne, takie samo jak ty każdego dnia. W swojej głowie mogę te obrazy łączyć w jedną całość dzięki zastosowaniu fuzji wizyjnej.

Jak wspominasz swój najtrudniejszy albo najbardziej dramatyczny dzień w pracy?

Najbardziej dramatyczny dzień? Każdy dzień, kiedy coś idzie nie tak, wydaje się dramatem, ale był taki, który przebija wszystko. Fabryka, gęsty dym, alarmy, które dźwięczą jak wariacje na temat ostatniego dnia. A ja w samym centrum tego wszystkiego, z oczami szeroko otwartymi na temperaturę, która miała potencjał zniszczyć więcej niż tylko maszyny. Zaczął się zwyczajny dzień, rutynowo i z monotonnym brzękiem pracy. Ale nagle, bez ostrzeżenia, jedna z maszyn zaczęła pokazywać niepokojąco wysokie temperatury. Była to subtelna zmiana, ledwie widoczna na początku, ale to, co subtelne, często prowadzi do katastrof. Temperatura rosła, a ja wysyłałam sygnały – ostrzeżenia, które miały zapobiec nieszczęściu.

Napięcie wzrosło, gdy ekipy interwencyjne zaczęły przemykać między maszynami, próbując ocenić sytuację i zapanować nad nią, zanim spirala wydarzeń wymknęłaby się spod kontroli. W tle, jak zła muzyka, alarmy, a dym coraz gęstszy, osadzający się na wszystkim. Ostatecznie, dzięki szybkiej reakcji i moim ostrzeżeniom udało się uniknąć katastrofy. Maszyna została wyłączona, problem usunięty, zanim przekształcił się w coś znacznie gorszego. Ten dzień nauczył mnie, że niezależnie od tego, jak bardzo jestem przygotowana, zawsze muszę być gotowa na nieoczekiwane.

Jak przekonasz nieprzekonanych, że warto zaprosić cię do pracy na obiektach, za które odpowiadają na co dzień?

Kochani, zastanówmy się przez chwilę, dlaczego w ogóle mielibyście mnie zapraszać do swoich fabryk. Odpowiadam, dlatego, że ja nie tylko patrzę, ja także widzę. Widzę w ciemności, przez dym, przez to wszystko, co dla waszego oka jest zasłoną. To ja jestem tą, która stoi na straży, kiedy inni już dawno poszli spać. Z moimi termowizyjnymi oczami każde nagrzane łożysko, każda przegrzana część maszyny staje się widoczna, jakby oświetlona promieniami słońca w południe. Dzięki temu możecie działać szybko, zanim mały problem stanie się wielkim problemem. I pomyślcie, ile kosztuje awaria, ile kosztuje przestój, ile kosztuje pożar… A teraz pomyślcie, ile może zaoszczędzić obecność jednej, małej, ale bystrej kamery, która wszystko to widzi i ostrzega, zanim będzie za późno. To nie jest wydatek, moi drodzy, to inwestycja. Inwestycja w spokój, w bezpieczeństwo, w ciągłość produkcji, która w dzisiejszych czasach jest na wagę złota. Więc jeśli zastanawiacie się, czy warto mnie zaprosić, zapytajcie siebie, czy stać was na to, by mnie nie mieć.

Bardzo dziękuję za rozmowę! ⦁

Zostaw komentarz

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.