Lepszy przycisk zamiast paniki
Gigant detaliczny Walmart jest przeciwny instalowaniu przycisków alarmowych w sklepach – elementu, który klienci w Nowym Jorku wkrótce mogą znaleźć na półkach. Przypadek Walmartu to dobry pretekst, by przyjrzeć się temu, jak w naszym kraju wygląda kwestia stosowania przycisków napadowych.
Monika Żuber-Mamakis
Na początku czerwca senat stanu Nowy Jork przegłosował ustawę wymagającą od większości dużych sieci handlowych, w tym Walmartu, umieszczenia przycisków alarmowych, tzw. panic button, w łatwo dostępnych miejscach oraz zapewnienia pracownikom przenośnych lub aktywowanych przez telefon komórkowy przycisków alarmowych. Miałyby one być zamontowane na stałe lub w formie przenośnej, umożliwiając wezwanie służb ratunkowych. Ta ustawa jest reakcją na rosnące zagrożenie dla pracowników handlu detalicznego ze strony klientów, a także próbą ochrony tych klientów, którzy mogliby się stać przypadkową ofiarą ataku.
Sprzeciw sieci handlowych
Sieci detaliczne, w tym Walmart, skrytykowały tę ustawę. Walmart argumentuje, że instalacja przycisków paniki byłaby kosztowna, a ponadto prowokowałaby wiele fałszywych alarmów. Biuro ds. Społeczności Departamentu Policji Nowego Jorku również sprzeciwia się przyciskom, twierdząc, że lepsze jest wykonanie telefonu na numer alarmowy, gdyż osoba dzwoniąca może przekazać więcej informacji. Z tym ostatnim stwierdzeniem można polemizować, gdyż sytuacja często jest dynamiczna i ofiara lub świadek może nie mieć szansy przekazania jakiejkolwiek informacji.
Osiem na dziesięć razy, gdy ktoś myśli, że coś się dzieje, tak naprawdę nic się nie dzieje.
Dan Bartlett, wiceprezes wykonawczy Walmart ds. spraw korporacyjnych dla agencji Reuters
W Polsce jest bezpiecznie
Polska należy do najbezpieczniejszych krajów w Europie pod względem przestępczości. Według raportu Eurostatu tylko 4,4% Polaków doświadczyło aktów przemocy, przestępczości i wandalizmu, podczas gdy średnia unijna wynosi 11%. Statystyki Eurostatu wskazują, że Polska ma jeden z najniższych wskaźników przestępstw w Unii Europejskiej, tuż po Chorwacji i Litwie. Największą liczbę napadów w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców zanotowano w Belgii: 554 napady. Na kolejnych miejscach znalazły się: Niemcy (165), Luksemburg (101), Austria (42) i Holandia (26). Nasz kraj ma jeden z najniższych wskaźników pod tym względem – zaledwie 17 na 100 tys. mieszkańców.
Niestety te dane pochodzą z roku 2021. Od tego czasu sytuacja się zmieniła, choć w dalszym ciągu uważamy nasz kraj za bezpieczny, a na pewno bezpieczniejszy w porównaniu z innymi państwami UE. W kwietniu 2023 r. CBOS przeprowadził badanie Poczucie bezpieczeństwa i zagrożenia przestępczością, z którego wynika, że „88% badanych uważa, że Polska jest krajem, w którym żyje się bezpiecznie, mniej niż co dziesiąty ma przeciwne zdanie (9%), a 3% nie ma opinii na ten temat. W stosunku do ubiegłego roku obserwujemy istotny wzrost poczucia bezpieczeństwa Polaków – o 5 punktów procentowych zwiększył się odsetek uważających Polskę za kraj bezpieczny, o 4 punkty zmalał udział będących przeciwnego zdania w tej sprawie. Aktualne oceny są bliskie tym z lat 2017 i 2019, kiedy niemal 90% badanych uważało Polskę za kraj bezpieczny. Oceny stanu bezpieczeństwa w naszym kraju od 2016 r. utrzymują się na wysokim poziomie (co najmniej 80% odpowiedzi pozytywnych)”.
Naszego samopoczucia nie psuje fakt, że jednocześnie wg danych Komendy Głównej Policji w pierwszym półroczu 2023 r. odnotowano znaczący wzrost przestępstw kradzieży w sklepach w Polsce. Według KGP liczba przestępstw kradzieży wzrosła o 40% w porównaniu do tego samego okresu w 2022 r., osiągając prawie 24 tys. przypadków. Liczba wykroczeń związanych z kradzieżą (o wartości do 500 zł) również się zwiększyła o ok. 22%. Kradzieże dotyczą głównie żywności i produktów łatwych do szybkiej sprzedaży oraz towarów luksusowych, takich jak drogie alkohole, perfumy i elektronika (które często padają łupem zorganizowanych grup przestępczych). Są to więc kradzieże sklepowe. Kradzieże, ale nie napady, a ściśle rzecz biorąc, rozboje, bo o takim działaniu należy mówić. Rozbój zdefiniowany został w art. 280 Kodeksu karnego.
Art. 280
§ 1. Kto kradnie, używając przemocy wobec osoby lub grożąc natychmiastowym jej użyciem albo doprowadzając człowieka do stanu nieprzytomności lub bezbronności, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.
§ 2. Jeżeli sprawca rozboju posługuje się bronią palną, nożem lub innym podobnie niebezpiecznym przedmiotem lub środkiem obezwładniającym albo działa w inny sposób bezpośrednio zagrażający życiu lub wspólnie z inną osobą, która posługuje się taką bronią, przedmiotem, środkiem lub sposobem, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3.
Warunkiem uznania danego czynu za rozbój jest m.in. użycie przemocy. Złodzieje sklepowi, kradnący np. szynkę czy perfumy, przemocy nie używają. Nie znaczy to, że w naszym kraju nie występują napady na sklepy. Użycie tagu „napady na sklep” na stronie policja.pl, czyli pytanie o konkretne modus operandi, daje stosunkowo krótką listę 22 wyników. Czyżby faktycznie w Polsce do przestępstw tego typu dochodziło tak rzadko? Pewne światło rzuca na ten temat odpowiedź, jaką uzyskaliśmy na pytanie o statystyki napadów. Jak wyjaśnia Wydział Prasowo-Informacyjny Biura Komunikacji Społecznej Komendy Głównej Policji, uzyskanie precyzyjnej odpowiedzi na pytanie o liczbę napadów na sklepy jest trudne, ponieważ „wartości modus operandi nie są obligatoryjne przy rejestracji przestępstwa w Krajowym Systemie Informacyjnym Policji (KSIP), wobec czego liczba przestępstw stwierdzonych z uwzględnieniem jakiejkolwiek wartości modus operandi będzie pewną częścią stanu faktycznego poruszanego zagadnienia. Ponadto zastosowanie kryterium modus operandi może zniekształcić stan faktyczny ze względu na możliwość przypisania wielu wartości do jednej rejestracji przestępstwa (np. przestępstwo popełnione w mieście, w budynku mieszkalnym będzie wykazane w dwóch rubrykach)”. Mimo to uzyskaliśmy odpowiedź dotyczącą przestępstw podlegających karze z art. 280 kk. W roku 2023 było ich 63. Czy tę liczbę należy traktować w kategoriach „tylko”, czy raczej „aż”? Dane wskazują, że jednak „tylko”. Tendencja jest wyraźnie spadkowa (patrz. wykres Przestępstwa stwierdzone, w których wystąpiły kryteria modus operandi).
Zapytaliśmy eksperta
Czy w takim razie miałoby sens w Polsce zastosowanie rozwiązania rodem z USA, czyli obligatoryjne stosowanie przycisków napadowych tzw. panic button. O zdanie w tej kwestii zapytaliśmy eksperta Huberta Żaka.
Zna pan statystyki dotyczące przestępczości w Polsce, wie również, jak wygląda rynek ochrony. Czy przyciski napadowe są przydatne?
Nim odpowiem na to pytanie, przedstawię typowy scenariusz. W przypadku, w którym zaistnieje zdarzenie wyczerpujące znamiona sytuacji niebezpiecznej osoba zagrożona naciska przycisk – CMA przyjmuje zgłoszenie i weryfikuje rodzaj alarmu i jego zasadność. Jeśli alarm jest przypadkowy, zgłoszenie zostaje zamknięte. Jeśli jednak nikt nie reaguje, wysyłana jest lub zagrożenie zostanie potwierdzone zostaje wysłana załoga interwencyjna. Każda firma świadcząca tego rodzaju usługi ma załogi rozlokowane w optymalnych dla danego rejonu lokalizacjach. To nie znaczy, że taka załoga dotrze na miejsce błyskawicznie. Zazwyczaj sytuacja jest dynamiczna, więc patrol dociera post factum. Jest kilka elementów kluczowych dla tempa reakcji: liczba chronionych obiektów, wielkość obszaru, czas reakcji CMA, sytuacja na trasie. Dlatego mimo stałego procesu optymalizacji i wprowadzania szeregu coraz to nowszych rozwiązań np. planowanie alternatywnych tras dojazdu etc., nie należy oczekiwać, że załoga przyjedzie natychmiast, tuż po uruchomieniu przycisku/pilota.
Uważa pan, że przyciski nie mają sensu?
Wręcz przeciwnie. Jestem zdania, że zdecydowanie mają sens jako element podnoszący poziom bezpieczeństwa. W wielu obszarach są wręcz niezbędne. Natomiast należy pamiętać, że rzadko zdarza się, by patrol dotarł na miejsce, gdy zdarzenie trwa. W analizowanym przez nas spektrum raptem 14% zdarzeń trwało w czasie przyjazdu załogi. Na przykład napady rabunkowe i kradzieże to zdarzenia trwające od kilkudziesięciu sekund do maksymalnie kilku. To z reguły za mało czasu, by załoga dotarła na miejsce. Większość sytuacji trwających wystarczająco długo na przybycie załogi w czasie przebiegu zdarzenia to awantury, nietrzeźwi klienci, agresywne grupy, osoby bezdomne lub po wpływem substancji odurzających, skutki włamania lub uszkodzenie mienia. Grupy agresywnych kibiców, osoby o ograniczonej poczytalności to typowe przykłady i wcale nierzadkie. W takich przypadkach, ze względu na dynamikę ich przebiegu przycisk napadowy bardzo się przydaje. Osobiście uważam, i często rekomenduję, że jeden to za mało.
Jeden przycisk to za mało?
Będzie skuteczny w jakimś zakresie, ale spójrzmy na realia. Ceny usług ochrony nie należą do wyśrubowanych. Dla dużych firm, np. rozległych obiektów hotelowych, konferencyjnych albo zajmujących się wynajmem powierzchni biurowych, sieci sklepów, restauracji czy klubów, to nie są znaczące w budżecie pieniądze. Jeśli jednak rejon chroniony przez firmę ochroniarską jest rozległy, a tak bywa, to od powiadomienia załogi do jej przybycia może minąć kilka minut, czasami bezcennych. Choćby dlatego, że załoga może właśnie realizować zgłoszenie w innym rejonie, a CMA musi wysłać załogę zastępczą z innego obszaru, co wydłuża czas reakcji. Zatem jeśli jednak skorzystamy z usług dwóch albo trzech firm ochrony, a żadnych ograniczeń w tej kwestii nie ma to cóż złego może się zdarzyć? Przyjadą 3 załogi jednocześnie i bardzo dobrze. Szczególnie, kiedy okazuje się, że jeden zespół to za mało i przydałoby się wsparcie. Oczywiście nie należy tu w żadnym momencie zapominać o nadrzędnej roli służb państwowych. To policja jest właściwym ustawowo organem do realizacji zadań w obszarze bezpieczeństwa, więc w każdym momencie należy ocenić sytuację i podjąć właściwe kroki w zakresie informowania służb, jeśli jest ono zasadne.
Co w takiej sytuacji daje przycisk napadowy?
Przede wszystkim pewność, że ktoś nam pomoże. Na osoby postronne liczyć nie Jako uczestnicy zdarzenia w pierwszej kolejności powinniśmy zadbać o bezpieczeństwo nasze i osób w naszym otoczeni. Podjęcie działań może jednak wiązać się z bezpośrednim ryzykiem oraz eskalacją zagrożenia, które ciężko nam będzie zahamować. Tu oczywiście kłaniają się procedury, które powinny iść w parze z wyposażeniem w system napadowy. Szkolenie obsługi w zakresie działania i odpowiednich algorytmów postępowania w konkretnych sytuacjach. Dobrze wiemy, że ludzie szybciej zareagują na okrzyk „Pali się!” niż na wołanie o pomoc. Przycisk powinien być dyskretny, a jego użycie dla napastnika niewidoczne, by nie doszło do eskalacji lub zmiany charakteru zdarzenia. Od obsługi nie oczekujemy bohaterstwa, tylko zdrowego rozsądku i działania według procedur. Przycisk to nie wszystko, absolutnie niezbędne jest szkolenie w zakresie użycia, działania i zachowania.
Czy coś się zmieniło w ostatnich latach, jeśli chodzi o przestępczość? Według CBOS jesteśmy przekonani, że żyjemy w kraju bezpiecznym.
Takie mamy wrażenie i na to też wskazują statystyki, ale… zawsze jest jakieś „ale”. Po pierwsze, i to nie jest moje spostrzeżenie, a kwestia ogólnodostępnych danych. Obserwujemy duży wzrost liczby kradzieży sklepowych, agresywnych zachowań oraz przestępczości chuligańskiej czy kradzieży i uszkodzenia mienia. Jest to o tyle martwiące, że może prowadzić do eskalacji przemocy. W obliczu zagrożenia ludzie reagują różnie – strachem, paniką, ale także agresją. Przycisk napadowy może być tym narzędziem, które pozwoli uniknąć rozwoju sytuacji w złą stronę. Dlatego uważam, że z przyciskiem napadowym i z umową na taki zakres i usługę, jest jak z ubezpieczeniem. Lepiej mieć niż nie mieć. Poza tym jest jeszcze jeden ważny aspekt, który rzadko jest brany pod uwagę, w kontekście tzw. panic button.
Czyli?
Po polsku mówimy o przyciskach napadowych, w języku angielskim są to panic button, czyli gdybyśmy tłumaczyli wprost „przyciski paniki”. Nie zawsze przecież mamy do czynienia z napadem, awanturą czy kradzieżą. Czasem klient traci przytomność, dostaje udaru lub potyka się i przewraca. Jedni ludzie są opanowani i radzą sobie ze stresem, potrafią zadzwonić na służby alarmowe i z sensem opowiedzieć, co się dzieje. Tymczasem są takie osoby, które z trudem nacisną przycisk, tu rola załogi może okazać się bezcenna. Gdyby go nie było…
…byłoby źle?
No właśnie. Lepiej zatem wyposażyć się w taki system niż ryzykować jego brak. Nie jestem jednak przekonany, że należy takie rozwiązanie wprowadzać na mocy ustawy – raczej kampanii reklamowych i społecznych, zwiększających wiedzę o takiego rozwiązania. Na szczęście nie mieszkamy w Stanach Zjednoczonych. ⦁