Strona główna Bezpieczne miasto Pandemia, czyli poligon doświadczalny nowych technologii

Pandemia, czyli poligon doświadczalny nowych technologii

Bartosz Dominiak


Kilkanaście miesięcy pandemii to wystarczająco długi okres, aby pokusić się o spojrzenie na kilka rozwiązań na styku technologii i bezpieczeństwa, które w tym czasie weszły do użycia lub zostały spopularyzowane. Rozwiązania te zapewne zostaną z nami na dłużej.

Pandemia zmieniła nasze życie. Będzie to czynić również w kolejnych latach, niezależnie od tego, kiedy się skończy. Pojęciem, które z dużym prawdopodobieństwem opisze te zmiany w odniesieniu do obszarów miejskich, stanie się urban resilience, czyli odporność miast na zjawiska nagłe, nieprzewidziane i zagrażające standardowemu funkcjonowaniu. Do ubiegłego roku ten zwrot był używany raczej w odniesieniu do zmian klimatycznych i gwałtownych zjawisk pogodowych. Pandemia pokazała, że miejska odporność potrzebuje szerszego kontekstu. Jej celem musi być gotowość na kolejne „czarne łabędzie”.
Budowanie odporności miast, a szerzej państw na zjawiska nieprzewidywalne będzie opierać się na wykorzystaniu możliwości nowych technologii. Dlatego warto spojrzeć na ostatnich kilkanaście miesięcy jako na ogólnoświatowy poligon, gdzie przetestowano tysiące rozwiązań innowacyjnych. Większość nie wyszła poza fazę koncepcji, a w najlepszym wypadku pierwszych prób. Ale część się sprawdziła i towarzyszy nam w codziennym życiu.

Tak jest z gamą rozwiązań technologicznych zapewniających możliwość bezpiecznej zdalnej pracy i nauki, a także efektywnego i masowego komunikowania się na odległość w celach zawodowych, praktycznie w każdym sektorze gospodarki. Udane rozwiązania można też znaleźć w obszarze bezpośredniej walki z pandemią. Dziś służą jak najszybszemu przywróceniu normalności, choć w przyszłości znajdą również inne zastosowania.

Rok temu w numerze a&s Polska poświęconym smart city napisałem, że u progu trzeciej dekady XXI w. żadne miasto inteligentne nie może pomijać nowoczesnych technologii. I nie chodzi tutaj o technologie oraz nowoczesność same w sobie. Należy poszukiwać rozwiązań adekwatnych do potrzeb. Czasami dany problem można rozwiązać bez kosztownych inwestycji w nowoczesny i zaawansowany sprzęt – wystarczą dobry pomysł, drobne zmiany w infrastrukturze, procedurach lub organizacji. I takie są trzy obszary rozwiązań, o których piszę poniżej. Odpowiadają na potrzeby.

Aplikacje związane z walką z COVID-19

Zacznijmy od tego, co niemal każdy z nas ma przy sobie, czyli smartfonów. W ostatnim roku pojawiły się dwie rządowe aplikacje, których funkcjonowanie było bezpośrednio i wyłącznie związane z walką z pandemią COVID-19. Pierwsza z nich STOP COVID – ProteGO Safe została udostępniona użytkownikom Androida nieco ponad miesiąc po ogłoszeniu pandemii w Polsce, a kilkanaście dni później również użytkownikom telefonów z system iOS. Założenie jest proste – program ma ostrzegać użytkownika, czy nie był narażony na spotkanie z osobą zakażoną wirusem SARS-CoV-2. Wykorzystując technologię Bluetooth, aplikacja monitoruje otoczenie w poszukiwaniu innych telefonów, na których też jest zainstalowana. Jeśli je znajdzie, a kontakt pomiędzy urządzeniami z odległości mniejszej niż 2 m trwa dłużej niż 15 minut, anonimowe zaszyfrowane informacje o takim spotkaniu zostaną zapamiętane przez smartfony przez 14 dni. Użytkownik, u którego zostanie stwierdzone zakażenie wirusem, otrzymuje unikatowy kod, który wpisuje w aplikacji i w ten sposób wysyła innym telefonom, „spotkanym” w minionych dwóch tygodniach, anonimowe ostrzeżenie o możliwości zakażenia.

Aplikacja STOP COVID nie przesyła żadnych danych osobistych użytkownika. W początkowym okresie jej użytkowania narosło wiele mitów na ten temat, co prawdopodobnie ograniczyło zaufanie potencjalnych użytkowników do tej rządowej usługi. Jej efektywność jest też obarczona wieloma warunkami. Okazuje się pomocna tylko wtedy, gdy jest jednocześnie zainstalowana przy włączonym Bluetooth na „spotykających się” telefonach, a osoba zakażona uzyska i wpisze unikalny kod w aplikacji, aby uruchomić automatyczne powiadomienia. Szansa na wystąpienie łącznie tych warunków jest stosunkowo niewielka przy ograniczonej liczbie pobrań (do lutego 2021 r. – ok. 1,8 miliona).

Pozytywem w aplikacji jest jej uzupełnianie na kolejnych etapach pandemii o nowe funkcjonalności: możliwość zapisania się na test czy zgłoszenia chęci zaszczepienia się i uzyskania dostępu do formularza rejestracji na szczepienie. Ciekawym rozwiązaniem jest też współpraca aplikacji z jej odpowiednikami w niektórych krajach członkowskich Unii Europejskiej.

Druga aplikacja – Kwarantanna domowa – jest jedyną w Polsce, której zainstalowanie w określonych przypadkach jest obowiązkowe na mocy przepisów ustawy. Muszą ją instalować wszyscy zobowiązani do poddania się kwarantannie (wyjątek – osoby z dysfunkcją wzroku oraz ci, którzy złożą oświadczenie, że nie posiadają urządzenia mobilnego).

Aplikacja ma wspomóc służby (przede wszystkim policję) przy kontrolowaniu, czy osoby na kwarantannie nie opuszczają miejsca jej odbywania. Założenie jest proste: w momencie rozpoczęcia kwarantanny, znajdując się już w miejscu jej odbywania, instalujemy aplikację na telefonie i wykonujemy selfie. To samo zadanie o losowych porach dnia musimy wykonywać aż do zakończenia kwarantanny. Oprogramowanie kontroluje zgodność twarzy i lokalizacji osoby na kwarantannie. W przypadku braku pozytywnej weryfikacji można spodziewać się wizyty policjanta.

W przeciwieństwie do wcześniejszej aplikacji Kwarantanna domowa korzysta z danych użytkownika (imię, nazwisko, numer telefonu, deklarowany adres odbywania kwarantanny, wykonane aplikacją zdjęcia i lokalizacja użytkownika). Jej niewątpliwą zaletą – jeśli spojrzeć na efektywność całości systemu – jest prawny obowiązek instalacji. Choć niezrozumiały jest brak takiego obowiązku dla osób, które przechodzą z kwarantanny do izolacji, gdy mają już pozytywny wynik testu COVID-19. Takie osoby nie są objęte działaniem tej ani żadnej innej aplikacji.

Z wdrożenia w Polsce obu aplikacji można wyciągnąć kilka wniosków na przyszłość. Po pierwsze, podmiot publiczny (w tym wypadku rząd) jest w stanie szybko (w ciągu kilku tygodni) wdrożyć takie rozwiązanie, co burzy mit budowania tego typu publicznych systemów latami. Po drugie, obie aplikacje, mimo początkowej negatywnej opinii o STOP COVID, w jakimś stopniu przełamały niechęć użytkowników do aplikacji podmiotów publicznych. Może to otworzyć drogę do łatwiejszych wdrożeń kolejnych tego typu rozwiązań, również w innych obszarach niż bezpieczeństwo zdrowotne. Po trzecie, okazało się, że publiczne aplikacje na smartfony nie muszą służyć wyłącznie wymianie informacji z obywatelami, ale mogą stać się realnym narzędziem funkcjonowania państwa, zastępując, w przypadku Kwarantanny domowej, tysiące policjantów.

Wykorzystanie dronów

Analizując ostatni rok pod kątem wykorzystania technologii w polskich miastach, nie można pominąć bezzałogowych statków powietrznych (BSP). Popularne drony, wywodzące się z sektora wojskowego, a kojarzące się wielu osobom przede wszystkim z korzystaniem w celach rozrywkowych (niepowtarzalne zdjęcia i filmy), już od wielu lat znajdują zastosowanie w poważnych działaniach cywilnych. W miastach były przede wszystkim używane przez straż miejską do wykrycia źródeł emisji trujących substancji do atmosfery. Ostatnie kilkanaście miesięcy pokazało, że drony mogą być pomocne również w innych obszarach.

W początkowych tygodniach pandemii furorę robiły nagrania dronów z całego świata wspierających służby w różnych działaniach w przestrzeni miast: nadawano komunikaty z dronów, kamerami na dronach wyszukiwano osoby nieprzestrzegające reżimu sanitarnego, za pomocą dronów ozonowano ulice i mierzono temperaturę przechodniom. Dron wyprowadzał na spacer psa, prawdopodobnie należącego do osoby znajdującej się na kwarantannie lub w izolacji. Jednak znacznie ciekawsze jest to, co nie było aż tak widowiskowe dla publiczności w mediach społecznościowych.

W polskich warunkach ważnym wydarzeniem były testowe loty BSP z towarem realizowane na dłuższą odległość poza zasięgiem wzroku pilota. Historyczny pierwszy tego typu lot odbył się 29 kwietnia 2020 r. na trasie między szpitalem MSWiA przy ul. Wołoskiej a Centralnym Szpitalem Klinicznym przy ul. Banacha w Warszawie. Towarem przeniesionym przez dron były próbki z materiałem do badań na obecność wirusa SARS-CoV-2. Podobne loty techniczne odbyły się również 17 listopada, tym razem na trasie Szpital Narodowy – szpital MSWiA.

Te testy, zapewne przyspieszone pandemią, są dużym krokiem w kierunku uruchomienia w Polsce transportu dronowego. Nietrudno przewidzieć kolejne ładunki do przenoszenia w ten sposób, gdy czas i bezpieczeństwo odgrywają istotną rolę: transport krwi do operacji, organów do przeszczepu czy automatycznego defibrylatora do osoby znajdującej się w sytuacji zagrożenia życia.

Wirtualny pacjent, czyli IKP

Na koniec obszar rozwiązań technologicznych, które działały przed pandemią, ale cieszyły się niewielkim zainteresowaniem odbiorców. Internetowe Konto Pacjenta to webowa usługa Ministerstwa Zdrowia ułatwiająca pacjentom korzystanie z usług medycznych – tradycyjnych i cyfrowych. Mimo że IKP posiada każdy obywatel z nadanym numerem PESEL, to usługa do czasu pandemii nie była zbyt popularna. Większość osób wiedziała o niej,, nie miała możliwości zalogowania się (za pośrednictwem profilu zaufanego lub e-dowodu) albo niskie umiejętności cyfrowe uniemożliwiały korzystanie z niej. Pod koniec 2020 r. z IKP korzystało ok. 850 tysięcy osób. Rok później liczba użytkowników wzrosła do 4,7 mln, a w kwietniu 2021 r. przekroczyła 7 mln. Według danych z listopada 2020 r. ok. 20 proc. użytkowników IKP stanowiły osoby powyżej 50. roku życia. Te liczby robią wrażenie.

Okres pandemii przyczynił się do ogromnej dynamiki napływu nowych osób do IKP, choć sama usługa tylko w części dotyczy aktywności związanych z koronawirusem. Od marca ub.r. pacjenci mają utrudniony dostęp do tradycyjnych wizyt w przychodniach, które w wielu wypadkach zastąpiono teleporadami. To zachęca pacjentów do poszukiwania dodatkowych informacji o możliwości leczenia, a tym samym kieruje ich uwagę na IKP. Od roku 2020 trwa proces wdrażania e-recept oraz e-skierowań, które również zachęcają do wypróbowania cyfrowej usługi Ministerstwa Zdrowia.

Na rosnącą popularność IKP można spojrzeć w szerszej perspektywie. Pandemia wymusiła na wszystkich przyspieszony kurs z umiejętności korzystania z cyfrowych usług publicznych. Wydaje się, że dla wielu Polek i Polaków IKP jest pierwszym doświadczeniem z tą formą korzystania z oferty usługowej państwa. Raczej zakładają profil zaufany, aby móc skorzystać z IKP, a nie korzystają z IKP, bo już wcześniej mieli profil zaufany. Taka przyspieszona edukacja cyfrowa zaowocuje w przyszłości zwiększonym korzystaniem z innych usług, które już dziś są dostępne choćby w ramach witryny obywatel.gov.pl.

Przed nami normalność bardziej technologiczna

Przedstawione w artykule obszary zastosowania nowych technologii stanowią niewielki wycinek innowacyjnych wdrożeń w okresie pandemii. Takich przykładów można podać znacznie więcej. Wymieńmy choćby sztuczną inteligencję wbudowaną w monitoring wizyjny w celu wykrywania dużych skupisk ludzi albo różnego rodzaju urządzenia skanujące zdalnie stan zdrowia osób np. wchodzących do budynku. Kilkanaście ostatnich miesięcy w sposób niezaplanowany przyspieszyło wiele zjawisk w dziedzinie innowacyjności. Ale był to też czas powszechnej, również przyspieszonej edukacji publicznej z korzystania w życiu codziennym z nowych usług cyfrowych.

Dzięki pracy naukowców (szczepionki w niecały rok!) oraz całego środowiska medycznego zaczynamy wracać do normalności. Ale to będzie nowa, bardziej technologiczna normalność.

Bartosz Dominiak
Autor jest zastępcą burmistrza Dzielnicy Ursynów m.st. Warszawy. Od lat zajmuje się problematyką rozwoju miast inteligentnych w Polsce. Prowadzi zajęcia ze studentami w ramach przedmiotów poruszających tematykę smart city.