Smart City 4.0
Michalina Nowak
Mieszkańcy miast stanowią obecnie ok. 55% światowej populacji, a wg prognoz do 2050 r. ich odsetek wzrośnie do 68%. Ten trend nie ominie też miast polskich, które – jak przewiduje Bank Światowy – do połowy tego stulecia będą zamieszkiwane już przez 70% ludności kraju. Postępująca urbanizacja sprawia, że miasta muszą się mierzyć z długą listą wyzwań dotyczących m.in. smogu i złej jakości powietrza, hałasu, gospodarki odpadami, jakości usług publicznych i zdrowotnych, rozwoju infrastruktury publicznej i komunikacyjnej, zapewnienia bezpieczeństwa, dostępności mieszkań, chaosu przestrzennego, efektywności energetycznej czy nierówności społecznych. Gros tych zadań będzie można realizować dzięki stosowaniu rozwiązań smart city.
Inteligentne miasto to cel wielu polskich samorządów. W jego budowie kluczową rolę odgrywają koncepcja i odpowiednia strategia. Polskie miasta zajmują odległe miejsca w światowych rankingach smart cities – w większości z nich pod uwagę jest brana tylko Warszawa (wg trzech najpopularniejszych rankingów: IMD-SUTD Smart City Index, Kearney Global Cities Index oraz IESE Cities in Motion Index nasza stolica plasuje się odpowiednio na 75., 64. i 54. miejscu spośród ponad 100 analizowanych ośrodków). W niektórych są uwzględniane również Kraków i Wrocław.
Nie oznacza to, że w Polsce pod tym względem niewiele się dzieje. Certyfikatem Smart City mogą pochwalić się również Gdynia, Kielce, Gdańsk i Lublin, a wiele mniejszych miast podąża ich śladem, wprowadzając rozwiązania z zakresu m.in. mobilności, zarządzania zasobami i cyfryzacji.
O tym, jak obecnie wdrażana jest idea smart city w Polsce, rozmawiamy z ekspertami: dr Bartoszem Piziakiem – kierownikiem Laboratorium Innowacji Miejskich URBAN LAB w Instytucie Rozwoju Miast i Regionów, Wojciechem Łachowskim – kierownikiem Integratora Danych Miejskich Instytutu Rozwoju Miast i Regionów oraz Szymonem Ciupą – dyrektorem ds. strategii w Smart Factor, ekspertem ds. Smart City i GIS.
Gdy mówimy o smart city, myślimy zazwyczaj o metropoliach. Czy tylko duże miasta mogą być inteligentne?
Bartosz Piziak (B.P.): Takie mamy skojarzenia, gdyż zazwyczaj na zdjęciach czy grafikach powiązanych z hasłem smart city pojawiają się w wyszukiwarkach obrazy rozświetlonych neonami miast, z drapaczami chmur… Brakuje tylko latających dywanów, choć drony już występują. Tak zaczynają wyglądać współczesne azjatyckie metropolie lub budowane za petrodolary miasta na Bliskim Wschodzie. Ale nam nie do końca o to chodzi i na szczęście bycie inteligentnym miastem nie jest zarezerwowane tylko dla tych dużych.
Co więcej, moim zdaniem mniejsze miasta w wielu krajach na całym świecie udowadniają, że zmiany w takich ośrodkach mogą być przeprowadzane sprawnie i dynamicznie. Jeśli chodzi o Polskę, wystarczy spojrzeć na różnego rodzaje rankingi, np. poziomu życia, zadowolenia mieszkańców czy nawet przyznawane nagrody smart. Okazuje się, że są tam Gdańsk, Wrocław, Gdynia czy Rzeszów, a także mniejsze, np. Leszno, Jaworzno, Kołobrzeg, i zupełnie małe pokroju Pleszewa czy Dusznik-Zdroju.
Trzeba pamiętać, że wszystkie rozwiązania smart – czy to technologiczne (te w szczególności), czy społeczne – muszą być odpowiednio dopasowane do danego miasta, jego potrzeb i wyzwań, a wtedy nawet małe ośrodki mogą skutecznie konkurować z największymi. Oczywiście warto zerkać w stronę europejskich liderów w zakresie mądrych rozwiązań miejskich, którymi są od lat takie aglomeracje jak Wiedeń, Oslo, Amsterdam, Kopenhaga czy Barcelona.
Światowe metropolie realizują dziś projekty, o których w Polsce nie słychać, np. Dubaj wdrożył Paperless Strategy i w obiegu urzędowym nie ma już dokumentów drukowanych. Jakie projekty innowacyjne wzorem tych miast zawitają do Polski w najbliższych latach?
B.P.: O Paperless Strategy wdrażanej może wolniej, ale z powodzeniem w firmach działających w Polsce słyszałem już przed co najmniej dwoma laty. Musimy jednak odpowiedzieć sobie na pytanie, do kogo chcemy i powinniśmy się porównywać. Wciąż będę stał na straży tego, że wysoko zaawansowana technologia we wszystkich aspektach naszego życia musi być celem. Wystarczy, że będzie narzędziem, które jest wykorzystywane w coraz większym zakresie, a z roku na rok będzie lepiej. Polska jako kraj, w tym także nasze instytucje państwowe, w ostatnich latach zrobiły duży postęp w zakresie transformacji cyfrowej.
Zaskakujący jest tutaj fakt, że najbardziej przyczynił się do tego COVID-19, okazało się bowiem, że w ciągu niespełna dwóch lat przyspieszyliśmy z transformacją cyfrową o prawie pięć lat. Nie musimy być Dubajem Europy, ale już dziś pracujmy nad tym, by udostępniać rozwiązania, które sprawią, że urzędy staną się bardziej przyjazne, więcej spraw będzie można sfinalizować z poziomu systemu ePUAP, a inne usługi cyfrowe będą „podpinane” do istniejących już funkcjonalności. Zwróćmy też uwagę, czy dana sprawa rzeczywiście wymaga wizyty w urzędzie, bo być może idziemy tam trochę z przyzwyczajenia lub rozpędu.
Jesteśmy więc coraz bliżej cyfryzacji wszystkich bieżących spraw, co kryje się również pod pojęciem smart city?
Wojciech Łachowski (W.Ł.): Zdecydowanie tak. W ostatnich latach obserwujemy rozwój aplikacji Mobywatel – widzimy w niej duży potencjał. Podczas niedawnego Forum Miast Małych i Średnich w Chełmie został zaprezentowany plan rozwoju tej apki. Kolejne kroki obejmują włączenie do niej możliwości załatwienia spraw związanych z samorządem lokalnym, m.in. pozyskanie wiadomości na temat podatków, jakie należy uiścić na rzecz miasta, np. podatek od nieruchomości. To ma oczywiście ogromne plusy, bo mamy do czynienia z szybkim przepływem informacji i łatwą obsługą, choć jednocześnie musimy pamiętać, że coraz więcej informacji o nas trafia do „Wielkiego Brata”.
Zatrzymajmy się na chwilę przy danych. Czy polskie miasta wpisują się w trend open data?
W.Ł.: Wydaje mi się, że trend open data w ostatnim czasie trochę przystopował. Rzeczywiście metropolie, takie jak Warszawa, Trójmiasto, Wrocław, Kielce, udostępniają dużo tego typu danych. W przypadku mniejszych miast wiele zależy od lokalnych liderów. Pozytywnym przykładem są Przemyśl, Siemianowice Śląskie, Legnica – w tych miastach można czerpać korzyści z tego, że dane są otwarte.
Uważam, że ogromny potencjał danych nie jest jeszcze dostatecznie wykorzystywany w miastach. Jest mnóstwo zasobów zgromadzonych w urzędach czy w spółkach miejskich, które mogłyby zostać udostępnione na potrzeby biznesu czy mieszkańców, ale niestety tak nie jest. Potencjał związany z otwartymi danymi i projekty realizowane w naszym kraju bardzo często nie kończą się sukcesem nie dlatego, że pomysł był zły, ale dlatego że zabrakło w nim wartościowych danych wejściowych.
Rozumiem zatem, że mamy w Polsce barierę związaną z tym tematem?
W.Ł.: Tak, taka bariera występuje, ponieważ te dane trzeba w odpowiedni sposób przygotować, by móc je udostępniać. Poza tym pokazują one również te aspekty, o których władze miasta czasem nie chcą mówić albo wolą pokazać je wybiórczo i z własną „interpretacją”. Otwarcie zbioru to kawa na ławę. Kolejny aspekt to świadomość tego, jak wiele z takich danych można uzyskać, jakie decyzje na ich podstawie podjąć oraz jakie korzyści dla miasta wyciągnąć. Tego wciąż brakuje. Do największych barier należy jednak niechęć do zmian. W urzędach bardzo często od wielu lat pracują osoby, które są świetnymi specjalistami w swoich dziedzinach, znają się na planowaniu, transporcie, ale wdrażanie pewnych rozwiązań technologicznych budzi w nich lęk. To zjawisko powszechne i według naszych badań jest to druga największa bariera, po finansach, w zakresie wdrażania nowych rozwiązań technologicznych w samorządach.
Nie możemy jednak bronić się przed open data choćby dlatego, że niebawem wejdzie rozporządzenie Parlamentu Europejskiego Data Act, które przewiduje nowe uprawnienia i obowiązki dla szerokiego kręgu podmiotów, w tym dla osób fizycznych, przedsiębiorców oraz sektora publicznego…
W.Ł.: No właśnie, na najbliższe lata Unia Europejska zaplanowała szereg działań zmierzających do zapewnienia możliwości pełnej realizacji potencjału rozwojowego gospodarki z wykorzystaniem danych i uczynienia UE liderem pod względem społeczeństwa opartego na danych. Data Act niejako wymusił w Polsce opracowanie ustawy o otwartych danych i ponownym udostępnianiu informacji sektora publicznego. Samorządy zostaną zobligowane do udostępniania danych na co najmniej czwartym poziomie otwartości, a to oznacza stałe połączenie między aplikacjami opartymi na tych danych a tymi danymi. Skoro dane już są, to należy z nich wyciągnąć jak najwięcej informacji i wniosków. Dzięki przekrojowym analizom zarządcy miast uzyskają holistyczną wiedzę o każdej gałęzi życia miasta i będą mieli podstawę do dalszego planowania.
Co zrobić, aby były one bezpieczne?
W.Ł.: Miasta powinny zastanowić się nad tym, które dane i informacje są szczególnie cenne, i tych danych i informacji należy strzec. Mechanizmy zabezpieczania danych dotyczących miast i innych organizacji są takie same. Gros pracy dotyczy właściwej konfiguracji, monitoringu środowisk i odpowiedniej liczby ekspertów.
Jakie są dziś kluczowe wyzwania w obszarze bezpieczeństwa smart city?
Szymon Ciupa (Sz.C.): Można je bez problemu wskazać. To m.in. opracowanie odpowiednich polityk oraz procedur związanych z bezpieczeństwem i cyberbezpieczeństwem, rozwój współpracy międzysektorowej, rozwój kompetencji – zarówno w ramach jednostek odpowiadających za bezpieczeństwo, jak i w skali wszystkich komórek miejskich, zabezpieczanie baz danych miejskich przed nieuprawnionym dostępem w oparciu o procedury systemowe, o tym już mówiliście. Dochodzi do tego jeszcze rzadko poruszana kwestia, czyli rosnąca luka płacowa pomiędzy sektorem publicznym a prywatnym. To również wpływa pośrednio i bezpośrednio na to, z jakim stopniem rozwoju smart city mamy do czynienia w danym mieście.
Problem bezpieczeństwa w polskich miastach od strony technologicznej jest zbyt często ograniczany do monitoringu wizyjnego. To oczywiście ważny komponent, ale nie może być jedyny, zwłaszcza że cały czas spotykamy się z implementacją inteligentnych algorytmów wspierających pracę obserwatorów. Ogromną wartość z punktu widzenia zapewnienia bezpieczeństwa w miastach mają integracja i analiza danych miejskich. Miasta posiadają ogromne zasoby danych, coraz więcej danych zbieramy z wykorzystaniem IoT czy takich technologii jak skanowanie 3D, ale jednostki miejskie wciąż niewystarczająco wymieniają się danymi oraz pracują nad ich ponownym wykorzystywaniem. W znacznym stopniu dotyczy to również komórek odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Bardzo często te jednostki są „biorcami” danych – potrzebują różnych informacji od wielu jednostek, ale mają niewystarczającą siłę przebicia.
Zauważalnie jednak rośnie świadomość miast w zakresie konieczności zintegrowanego podejścia do bezpieczeństwa i stosowania technologii dla wsparcia tego obszaru. Wśród kluczowych rozwiązań technologicznych, które cieszą się coraz większą popularnością, są m.in. systemy geoinformatyczne służące integracji i analizie danych, inteligentny monitoring wizyjny, ale również monitoring infrastruktury miejskiej z wykorzystaniem IoT oraz rozwiązania typu digital twin, czyli bliźniaki cyfrowe wiernie odwzorowujące przestrzenie miejskie w 3D (np. ulice), zapewniające możliwości analiz i identyfikacji zagrożeń (np. w różnych obszarach: od bezpieczeństwa ruchu drogowego po infrastrukturę i przestrzeń publiczną).
W.Ł.: Mieszkańcom w Polsce brakuje wiarygodnego źródła informacji, z którego dowiedzą się, gdzie dokładnie na terenie danego miasta jest bezpiecznie, a gdzie nie jest. Na przykład w brytyjskiej policji można dowiedzieć się, w jakim dniu, w jakim okresie, w jakim miejscu i jakie przestępstwa miały miejsce z podziałem na ich kategorie. Co prawda Komenda Główna Policji wdrożyła niedawno mapę zagrożeń bezpieczeństwa, natomiast zakres informacji w nich podawanych oraz ich dokładność lokalizacyjna uniemożliwiają uzyskanie rzetelnych informacji, czy rzeczywiście jest bezpiecznie, czy też nie. Nie ma informacji, czy w danym rejonie notowano np. kradzieże bądź pobicia. Brakuje kluczowych informacji, które mieszkańcy chcieliby uzyskać pomimo rozwiniętych systemów smart city.
Kolejna rzecz to rozwiązania, które pomagają w szybkim reagowaniu na różnego rodzaju katastrofy i zagrożenia naturalne. Kiedyś w Polsce nie występowało minitornado. Wraz ze zmianą klimatu niestety takie zjawiska nie należą już do rzadkości. Potrzebne jest więc rozwiązanie, które pozwoli na szybkie uzyskanie niezbędnych informacji i natychmiastowe zareagowanie na zagrożenie. To ogromne pole do zastosowania nowych technologii, aby zoptymalizować zarówno przeciwdziałanie katastrofom naturalnym, jak i usuwanie szkód, jeśli do takich dojdzie.
Kolejną kwestią mającą duże znaczenie jest wykorzystanie rozwiązań do optymalizacji transportu i zarządzania nim, bo to w znacznym stopniu wpływa na bezpieczeństwo mieszkańców. Chodzi o informacje o tym, gdzie i jakie mamy w danej chwili ograniczenia, jak zorganizowany jest ruch, gdzie ulokowane są przejścia dla pieszych – to też można, a wręcz trzeba wspierać z wykorzystaniem analizy danych.
A jeśli chodzi o cyberbezpieczeństwo?
W.Ł.: W tym przypadku niezmienne „najsłabszym ogniwem” w zakresie cyberbezpieczeństwa w samorządach jest człowiek – brak świadomości i kompetencji cyfrowych. Szczególnie widoczne jest to w mniejszych miastach, gdzie urzędnicy stosują te same, zazwyczaj proste hasła do różnych systemów informatycznych, które przesyłają kolegom, np. mailem. To dowód braku wyobraźni i podstawowej wiedzy. Bardzo często nie zdają sobie sprawy z tego, jaką wartość mają informacje i dostęp do nich.
Czym, mówiąc najprościej, powinno być inteligentne miasto za 5 czy 10 lat?
B.P.: Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Kiedy myślę o polskim mieście inteligentnym w niedalekiej perspektywie pięciu czy dziesięciu lat, chciałbym, żebyśmy mówili o miastach, w których jeszcze bardziej istotnym ich elementem jest człowiek. Miasto inteligentne to takie, gdzie mieszkańcom żyje się dobrze. Ważne, aby podejmować działania angażujące różne grupy ludności i wspólnie wypracowywać innowacje społeczne. Nie neguję potrzeb w zakresie nowoczesnych rozwiązań technologicznych, lecz ich zakup i wdrażanie nie powinno być samo w sobie celem nadrzędnym, a jedynie narzędziem przyczyniającym się do podnoszenia jakości życia mieszkańców danego miasta.
Perspektywa pięciu czy dziesięciu lat nie jest odległa. Dostrzegam szybki rozwój technologiczny, np. nasze doświadczenia z OpenAI i czatem GPT. Bez względu na to, czy nadejdzie jakaś „rewolucja”, czy też rozwój polskich smart cities będzie harmonijny, mam nadzieję, że dobrze wykorzystamy ten czas, by żyło się nam lepiej – a więc i oszczędniej, i w lepszym środowisku, i z wykorzystaniem potencjału oraz zaangażowania mieszkańców.
Problem bezpieczeństwa w polskich miastach od strony technologicznej jest zbyt często ograniczany do monitoringu wizyjnego. To oczywiście ważny komponent, ale nie może być jedyny, zwłaszcza że cały czas spotykamy się z implementacją inteligentnych algorytmów wspierających pracę obserwatorów.