Tajemnica zaginionego segregatora – warsztaty Centrum Kompetencji
Robert Mietkowski pędził wąskimi osiedlowymi uliczkami na swoim dwukołowym rumaku. Do lśniącego nowością budynku Wydziału Inwestycji i Zamówień Publicznych Urzędu Miejskiego dopadł dobrze po 9.00, mrucząc pod nosem: „Och, mili moi! Och, mili moi! Spóźnię się!”.
Chwila nerwowego poszukiwania karty wejściowej w niewielkim plecaku, trzy pary drzwi broniących dostępu do biura, krótkie przywitanie w recepcji i już prawie o czasie, czyli o 9.45 Robert Mietkowski, dla niepoznaki zwany Mietkiem, mógł zasiąść do żmudnej urzędniczej roboty.
Wydział Inwestycji i Zamówień Publicznych Urzędu Miejskiego, czule zwany Kamczatką, znajdował się w budynku zlokalizowanym na peryferiach miasta, więc wszyscy czuli się tu trochę jak na zesłaniu. Miejsce zesłania było jednak lubiane. Gmach był nowy, wejście skutecznie chronione przed namolnymi petentami, a open space sprzyjał integracji niewielkiego zespołu. Dobra kawa w pokoju socjalnym, zieleń za oknem, polityka czystych biurek i wygodne szafy – czegóż chcieć więcej?
Szafy na kluczyk
Robert Mietkowski nie przepadał za polityką czystych biurek. Wolał własny artystyczny chaos. Rozumiał ją jednak doskonale. Urzędnicy zajmowali się często poufnymi sprawami, dokumenty nie mogły więc zalegać byle gdzie. Pod koniec dnia każdy segregator i teczka powinny trafić do zamykanej szafy. Praktyka ta była nieco uciążliwa, bo urząd było stać wyłącznie na tradycyjne szafy zamykane na kluczyk. Szybko więc się okazało, że teoria sobie, a życie sobie, o czym wkrótce boleśnie miał się przekonać nasz bohater.
– Hej, nie widziałaś segregatora z przetargami? – Mietek pytająco spojrzał na Renatę, która ze skupieniem analizowała jakieś pradawne papierowe mapy. Koleżanka oderwała wzrok od ekranu i z nieprzytomną miną przecząco pokręciła głową. – Nieee, segregator? Ale jaki, taki żółty?
– Przecież wszystkie są żółte. Ten z szafy „Przetargi w toku”, który na końcu ma numerek 102. Jest kolejny, czyli 103, a tego nie ma. Musi być w szafie, bo sam wczoraj tam go chowałem – Mietek przewrócił oczami.
Renata spojrzała jeszcze bardziej nieprzytomnym wzrokiem i wróciła do wpatrywania się w ekran. „Ech, z tej to pożytku nie będzie”, pomyślał Mietek i postanowił przepytać wszystkich pracowników. Pół godziny później poczuł, że wpada w lekką panikę. Po 40 minutach już na serio zaczął panikować. Bardzo WAŻNEGO segregatora nigdzie nie było. Jak kamień w wodę. Zbiorowa panika rozlała się na cały zespół. Wszyscy zaczęli sprawdzać, czy nikomu niczego nie brak. Nagle okazało się, że w szafie „Zlecenia” brak dwóch ważnych teczek. Nieprzytomna Renata nie może doliczyć się papierowych map geodezyjnych, a komuś zginął ulubiony kubeczek.
Kiedy nie dało się ukryć, że z biura zniknęły ważne dokumenty (nie zapominajmy też o ulubionym kubeczku), nadszedł czas na działanie. Kierownik wydziału Tomasz Ojciec powiadomił urząd o problemie zaginionych akt. Urząd, nie czekając, wysłał specjalistę ds. bezpieczeństwa fizycznego.
Jak na spowiedzi
Specjalista okazał się specjalistką. Katarzyna Trzmiel jednak więcej miała z zajadłego szerszenia niż z puchatego trzmiela.
– Panie Mieczysławie – zaczęła oficjalnie, kiedy Robert Mietkowski wszedł do sali przesłuchań, czyli pokoju socjalnego, błyskawicznie zaadaptowanego na nieprzyjemną okoliczność zaginionych dokumentów.
– Robercie – szybko wtrąciła się recepcjonistka Kasia Miła, której zadaniem było notowanie i pilnowanie przestrzegania procedur.
– Jak Robercie, skoro Mieczysławie? – Trzmiel się zdziwiła.
– Bo ja się nazywam Robert Mietkowski, dla znajomych Mietek – wyjaśnił przycupnięty na krzesełku pechowy urzędnik.
– Dobra, panie Mieczysławie, to znaczy Mietku, tego… Robercie – Trzmiel trochę się pogubiła – otóż obejrzałam nagrania monitoringu z ostatniego tygodnia i jedna rzecz mnie zastanawia, ale zapewne zaraz pan mi ją wyjaśni.
– Oczywiście – zapewnił skwapliwie Mietek.
– Co pan WYNIÓSŁ wczoraj w tej reklamówce?! – Trzmiel pacnęła w ekran laptopa, na którym wyraźnie było widać, że poza niewielkim plecakiem Mietek ma przy sobie plastikową torbę. – Co pan wyniósł, czego rano pan nie wnosił?!
Mietek poczuł, że zapada się w sobie. Palec Trzmiel cały czas oskarżycielsko pukał w ekran laptopa.
Długopis Kasi Miłej zawisł w powietrzu w oczekiwaniu na odpowiedź. Obecny na miejscu Tomasz Ojciec zamarł. Oczy całej trójki spoczęły na Mietku, który robił się coraz bardziej purpurowy, aż w końcu wykrztusił:
– Piwo! Ale bezalkoholowe! Dokładnie puszki po piwie bezalkoholowym, bo ja się muszę nawadaniać!
– Mietku, jak to tak? Piwo w pracy? – Kierownik nie krył zdumienia. – Poza tym skoro bezalkoholowe, to czemu nie wniosłeś go oficjalnie? Przez recepcję?
– To skomplikowane – wyszeptał Mietek.
– Mniejsza z tym, czy piwo, czy kefir, czy wódka! – ryknęła Trzmiel. – Trzymajmy się faktów! Którędy pan je wniósł?!
– A to taka nasza mała tajemnica – odpowiedział jeszcze ciszej Mietek.
– Panie Mietku?! Jaka tajemnica? Niechże się pan nad nami zlituje, przecież oni nas tu wszystkich pozwalniają. Segregatora brak, mapy brak, wynieśli, zabrali, sam nie wiem co. – Kierownik Tomasz nie krył zdenerwowania. – Jak to się mogło stać, skoro tu teoretycznie mysz się nie prześlizgnie, a wszystko jest zamykane na klucz.
Mietkowi nie pozostało nic innego, jak dokładnie opisać urzędniczy „przemytniczy szlak”.
***
Jak to się stało, że Robert Mietkowski wyniósł z firmy coś, czego do niej nie wniósł?
Odpowiedź na to pytanie poznali uczestnicy strategicznych warsztatów Forum Security prowadzonych przez Centrum Kompetencji a&s Polska. Warsztaty odbyły się 11 maja tego roku i wzięły w nich osoby zaproszone przez a&s Polska. Centrum Kompetencji organizuje szkolenia i warsztaty dla osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo fizyczne, cyfrowe i zabezpieczenia techniczne. Przekonaj się, co o warsztatach sądzą osoby, które wzięły w ich udział.
Już po raz kolejny uczestniczę w wydarzeniu organizowanym przez „a&s Polska” i zawsze wiedzę, którą zdobędę na nim wykorzystuję później w 100% w mojej pracy. Atutem tego typu szkoleń jest też oczywiście możliwość wymiany doświadczeń pomiędzy uczestnikami oraz specjalistami z różnych dziedzin. To szkolenie było wyjątkowe, bo oprócz dużej dawki wiedzy, zachęcało uczestników do brania czynnego udziału w ćwiczeniach. Bardzo dobrze słuchało się prowadzącego, był ekspresyjny i ciekawie opowiadał. |
Security Forum porównałbym do spektaklu w teatrze – mam tutaj na myśli przede wszystkim klimat i formę prowadzenia szkolenia, która przyciąga, zachęca i zaciekawia… tak jak teatr. Merytorycznie na najwyższym poziomie. Pan Jacek jest profesjonalistą, który ma ogromną wiedzę, a przy tym chce także słuchać i dyskutować, to niezwykle cenne. To była duża przyjemność być uczestnikiem tego wydarzenia. |
Dzisiejsze szkolenie było naprawdę na bardzo wysokim poziomie, a mam dużą skalę porównawczą, bo od 32 lat jeżdżę na przeróżne szkolenia w zakresie bezpieczeństwa i porządku publicznego. Świetny wykładowca, bardzo ciekawy tok wywodu, ładna prezentacja multimedialna prowadząca słuchacza krok po kroku do rozwiązania problemu. Chętnie piszę się na kolejne szkolenia. |
Zobacz fotorelację ze szkolenia: