Tak powstawał czarny rynek
W dzieciństwie, w resztkach gruzów u podnóża warszawskiej Starówki, znalazłem mosiężną wojskową pieczęć pocztową do lakowania przesyłek. Ktoś z wklęsłych znaków cyrylicą odczytał słowo: „Suworow”. Ten marszałek to narodowy bohater sąsiada. Jego wojska, tłumiąc insurekcję kościuszkowską w 1794 r., wyrżnęły w pień ludność cywilną warszawskiej Pragi, jakieś 20 tys. ludzi. Namówiłem mamę, byśmy oddali archeologiczny zabytek do muzeum Warszawy. Chciałem być patriotą. Niestety muzealnego pokwitowania tego aktu w pamiątkach rodzinnych nie znalazłem.
Kto ryje w ziemi? Dzisiejsza Polska stoi wykopkami. Tak żartobliwie można określić początkowe etapy powstawania autostrad i dróg oraz inwestycji budowlanych. Pod zdejmowaną glebą zabłyszczą czasem skarby historyczne i majątkowe.
Nie jest tajemnicą, że ochronie zabytków – z punktu widzenia rozwiązań prawnych, proceduralnych i stosowania zabezpieczeń technicznych – daleko do ideału. Potwierdziły to tegoroczne wyniki kontroli NIK dot. ochrony zabytków architektury drewnianej. Teraz Izba przyjrzała się ochronie zabytków archeologicznych. Zbadano działania m.in. w 12 muzeach oraz 8 wojewódzkich urzędach ochrony zabytków. Nie ma się z czego cieszyć. Z danych konserwatorów można ocenić skalę grzebania w ziemi. Jest duża. Tylko ci kontrolowani w latach 2013-2017 wydali 26 tys. pozwoleń na prowadzenie badań archeologicznych na budowach.
A jaka jest skala znajdowania czegoś? NIK proponuje wprowadzenie spójnego systemu informatycznego do monitorowania losów takich zabytków. Po odkryciu nie są odpowiednio chronione, a nawet prawidłowo ewidencjonowane i inwentaryzowane. Blisko 1/3 skontrolowanych muzeów nie wiedziała, ile ma tych obiektów, ponieważ ich nie ewidencjonowała – niektóre, zamiast liczby obiektów przyjętych w depozyt, zapisywały liczbę decyzji konserwatora. W efekcie – w 88% sprawozdania ocenionych muzeów pokazywały nieprawdziwe dane.
I silny akcent z branży security – we wszystkich skontrolowanych muzeach znaleziono nieprawidłowości. Dotyczyły takich zagadnień, jak wdrożenie „Instrukcji przygotowania zbiorów do ewakuacji”, analizy stanu zabezpieczenia muzeum przed pożarem, kradzieżą i innymi ryzykami – brakowało planów ochrony i ich aktualizacji.
Inny temat – dawno temu w czasie mojej dwuletniej zasadniczej służby wojskowej żołnierze chronili swoje jednostki. Teraz wojsko jest tylko zawodowe i ochrona obiektów wojskowych to spory fragment rynku security. Gdzie indziej nie jest to nawet dziwne i np. amerykańskie bazy są chronione przez sektor usług security. Podobno, gdyby te obiekty chroniła sama armia, kosztowałoby to nawet 2 mld zł. W Polsce ochroną wojskowego majątku zajmują się SUFO – firm tego rodzaju jest w kraju blisko siedemset. W 2017 r. MON zapłaciło za pilnowanie 537 mln zł. Jeszcze 4 lata temu kosztowało to resort ok. połowy tej kwoty, ale wzrosły liche wynagrodzenia ochroniarzy i trochę ucywilizowano warunki pracownicze wykonywanych zamówień publicznych.
I cóż? Już polityczna mysz próbuje urodzić górę i knuje, czy nie warto powołać państwowej agencji ochroniarskiej. Te pół miliarda i fotele w zarządzającej strukturze to łakomy kąsek. W „Dzienniku Gazecie Prawnej” – opisującym tę sytuację – znalazłem wypowiedź eks-wiceministra MON od „udanej” modernizacji armii pod miłościwym parasolem ministra Antoniego – że niedpuszczalne jest, aby tak duża kwota szła do prywatnych firm ochroniarskich.
Przed gwiazdką tematów branżowych przybywa, ale czasopismo nie jest z gumy. Wybrałem ochronę informacji w samorządach. Kolejna kontrola NIK– ta była na Podlasiu – ujawniła, że elektroniczne dane o obywatelach, w tym wrażliwe, nie są bezpieczne. Mogą być w każdej chwili przejrzane, przejęte lub zniszczone. Samorządy nawet nie wiedzą, kto ma do nich dostęp, bo nie monitorują tej kwestii. Większość skontrolowanych 31 urzędów miast i gmin, starostw powiatowych i ośrodków pomocy społecznej nawet nie podejmuje działań zmniejszających ryzyko wycieku informacji.
W prawie wszystkich poziom bezpieczeństwa systemów informatycznych i usług sieciowych był kiepski. Jedynie w Suwałkach autoryzację dostępu do sieci wykonano profesjonalnie, zasoby informacyjne były chronione przed nieuprawnionym dostępem, kradzieżą lub utratą, a praca sieci znajdowała się pod pełną kontrolą administratora. Dobrze że na bezrybiu chociaż pływa karp złoty. Ale ten widok pobudza apetyt.
Andrzej Popielski
Dziennikarz, fotograf. Autor felietonów o bezpieczeństwie
w „Systemach Alarmowych” (w latach 2005–2015).