Strona główna Bezpieczeństwo biznesu Biegły sądowy. O usługach w branży zabezpieczeń

Biegły sądowy. O usługach w branży zabezpieczeń

Jerzy W. Sobstel


Biegły sądowy to trochę jak fizjopatolog. Ocenia stan systemów i urządzeń post mortem, ale bada także przyczyny (etiologia) i mechanizmy powstawania błędów i wypaczeń (patologia).

W Polsce sądy oczekują od biegłego jednoznacznego wskazania winnego, aby zająć się tylko wymierzeniem kary. Niekiedy, nie mogąc zorientować się w materii sporu, życzą sobie wręcz prowadzenia dochodzenia i rozpoznania sytuacji przez biegłego. Jednocześnie stosunek wymiaru sprawiedliwości do biegłych sądowych jest, najdelikatniej mówiąc, mało przyjazny. Nie zachęca do podejmowania się tej odpowiedzialnej, ale niekiedy niezbyt przyjemnej funkcji przez specjalistów z najwyższej półki.

Z jakimi sprawami mamy do czynienia?
Sądy, a także prokuratura i CBA przysyłają biegłemu akta różnych spraw, od najdrobniejszych po całkiem spore. Ograniczeniami są w praktyce wielkość i wartość systemów zabezpieczeń technicznych projektowanych i instalowanych w Polsce. Zacznijmy od spraw najmniejszych, chociaż czasami bardzo ważnych i znaczących dla ich uczestników. Są to spory sąsiedzkie, najczęściej o kamery montowane na klatkach schodowych i w garażach, czasami w otoczeniu budynków. I nie chodzi tu o legalność takiego postępowania, RODO czy też naruszanie prywatności, ale o fizyczne uszkadzanie sprzętu, opryskiwanie kamer lakierem lub farbą do włosów. Zgłoszenie takiego zdarzenia policji skutkuje postępowaniem sądowym. Przestaje być wesoło, gdy szczeniacki wybryk kończy się wyrokiem skazującym w sprawie karnej, a skazanym jest np. bankier lub dobrze zarabiający doradca finansowy.

Dużo pracy dostarczają biegłemu firmy prowadzące monitoring systemów sygnalizacji włamania i napadu z ochroną fizyczną. Szczególnie jedna z największych na rynku firm monitorujących ma tak wiele postępowań sądowych – jako pozwana oraz jako powódka – że biegły czasami ma jednocześnie kilka jej spraw na biurku i czuje się tak, jakby był jej pracownikiem etatowym. Gdybym nim jednak był, nie zgodziłbym się na treść umów, jakie firma ta przedstawia do podpisania swoim klientom. Zawierają one tylko dwie konkretne informacje: wysokość abonamentu i czas na podjęcie interwencji. I szereg wyłączeń odpowiedzialności usługodawcy za ewentualne straty powstałe wskutek zdarzenia. Nie wiadomo tylko, czy samo wysłanie patrolu jest już równoznaczne z podjęciem interwencji. Jeżeli operator stacji monitorowania ma 3 minuty na wysłanie patrolu, a ten 15 minut na dojazd do miejsca włamania, to czy interwencja została podjęta po 3, czy też po 18 minutach od wykrycia zdarzenia przez system alarmowy? Włamywacze coraz częściej planują swoją pracę i po 18 minutach nie ma już kogo ani czego szukać. Jeżeli patrol ochrony fizycznej jest jednoosobowy (a nie ma o tym słowa w umowie), to ochroniarz, dla własnego bezpieczeństwa, nie powinien nawet wysiadać z samochodu patrolowego. Zwykle ma on tylko adres obiektu bez jakiegokolwiek szkicu jego usytuowania, więc nawet nie wie, co miałby sprawdzać.

W umowach na monitoring SSWiN, przynajmniej małych i średnich obiektów, próżno szukać parametrów technicznych użytego sprzętu, jakie są określone w normach dotyczących systemów i urządzeń transmisji alarmów [1][2][3]. Usługodawcy nie informują klientów o czasie i metodzie transmisji, monitorowaniu sprawności systemu, o tym, czy transmisja jest jedno-, czy też dwudrogowa, jakie urządzenie transmisji sprzedają lub udostępniają klientowi. Nie ma mowy o certyfikatach, deklaracjach zgodności, CE itd. Jeden z dużych krajowych producentów urządzeń transmisji alarmów stwierdził wręcz, że wszystkie te informacje są tajemnicą jego firmy i żaden instalator dotychczas od niego ich nie żądał. Tym bardziej trudno się spodziewać, aby firmy monitorujące stosowały się do wymagań dotyczących stacji monitorowania zapisanych w normach serii PN-EN 50518. Przy okazji warto przypomnieć, że nowa, zintegrowana i całkowicie zmieniona wersja normy EN 50518: 2019 została już poddana głosowaniu i niebawem zostanie opublikowana. Może wreszcie któraś z dużych firm zdobędzie się na certyfikację swojej stacji?

Gdy dochodzi do włamania i kradzieży w dużym sklepie lub hurtowni, do boju ruszają radcowie prawni obu stron. Stronami sporu zwykle nie są (jak można by się było spodziewać) poszkodowany i firma zabezpieczająca okradziony obiekt, ale firmy ubezpieczeniowe, ponieważ obie strony są ubezpieczone. I wtedy okazuje się, że ubezpieczyciel hurtowni, zawierając umowę, nie sprawdził, jak obiekt jest zabezpieczony albo czy w ogóle jest zabezpieczony. Po drugiej stronie ubezpieczyciel, zawierając ubezpieczenie OC, nie zainteresował się tym, jak działa dostawca systemów zabezpieczeń, czy ma sprzęt i wykwalifikowanych pracowników, czy stosuje się do norm i przepisów. Oczywiście o normie PN-EN 16763 [4] nikt nigdy nie słyszał, a zawiera ona gotową listę kontrolną do sprawdzenia kwalifikacji firmy.

W następujących po sobie, a nawet prowadzonych równocześnie sprawach opiniowanych przez biegłego firma ubezpieczająca obiekt oraz firma ubezpieczająca dostawcę usług, a także ich reasekuratorzy występują naprzemiennie jako powód i pozwany. Wtedy, bez względu na wynik postępowania sądowego, kasa zawsze pozostaje w rodzinie (ubezpieczeniowej), a my za to zapłacimy składkami za ubezpieczenie. Trochę się tylko prawnicy i biegli sądowi na tym utuczą, a sądy mają przy każdej takiej sprawie zajęcie co najmniej na trzy lata.

Nie wpływa to niestety ani na poziom zabezpieczeń technicznych obiektów, ani na profesjonalizm usługodawców. Ci ostatni jakby zapomnieli o istnieniu norm europejskich i polskich, zwłaszcza o specyfikacjach technicznych dot. projektowania, instalacji i serwisowania systemów zabezpieczeń technicznych. W opinii biegłego znajomość norm jest obecnie znacznie mniejsza niż dziesięć lat temu, nie mówiąc już o tych dawnych czasach, gdy stosowanie Polskich Norm było obowiązkowe. Obecnie korzystanie z PN, przenoszących normy europejskie lub międzynarodowe, jest wprawdzie dobrowolne, ale ich stosowanie i przywoływanie w dokumentacji świadczy o poziomie technicznym i rzetelności usługodawcy. Jeszcze żadna sędzina, a to one zwykle rozstrzygają w sprawach gospodarczych, nie oparła się argumentacji biegłego dotyczącej oceny rzetelności firmy wywiedzionej ze stosowania lub ignorowania Polskich Norm przez tę firmę. Czasami jest to argument przesądzający o wyroku.

Wyjątkiem są tutaj normy zharmonizowane dotyczące ochrony przeciwpożarowej, których stosowanie jest de facto obligatoryjne. W dodatku wszyscy już chyba wiedzą, że co najmniej od czasu tzw. Elliott case [5] zgodnie z wyrokiem Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości europejskie normy zharmonizowane są częścią prawa Unii Europejskiej, a tym samym i prawa krajowego.

Poważnym problemem jest niski poziom wiedzy projektantów zabezpieczeń obiektów małej i średniej wielkości. Skutkuje to nie tylko zaniżeniem poziomu bezpieczeństwa obiektów, ale także ograniczeniem wartości kontraktów, a więc działaniem na szkodę zarówno klienta, usługodawcy, jak i całego środowiska zabezpieczeń technicznych. Projekty są wykonywane schematycznie albo ich w ogóle nie ma, nie przeprowadza się analizy podatności na włamanie. Wszystko to stwarza pole do popisu dla włamywaczy, którzy zwykle mają dużo czasu na „rozpracowanie” obiektu. Są wille, w których wartość pojazdów stojących w garażu przekracza milion złotych, nie wspominając o tym, co wisi na ścianach, a są zabezpieczane jak zwykła budka z piwem. Być może ich właściciele bardziej wierzą w wysokie ubezpieczenie swoich artefaktów niż w porządne ich zabezpieczenie i nie chcą wydawać na system ochrony więcej niż sąsiedzi. Zawsze jednak można ich przekonać, że największą wartością w ich rezydencji są oni sami i że to właśnie ich ma chronić system zabezpieczeń.

Gdy dochodzi do sporu pomiędzy inwestorem a wykonawcą systemu zabezpieczeń technicznych, zazwyczaj jego przyczyny tkwią w specyfikacji technicznej wymagań, na podstawie której doszło do podpisania kontraktu. Zdarza się tak w przypadku zamówień publicznych, w którejś z jego form przewidzianych prawem, przetargów ogłaszanych przez prywatnych inwestorów czy też systemów tworzonych na bezpośrednie zamówienie właściciela obiektu. Przytrafia się to zarówno nowym inwestorom, jak i dużym podmiotom mającym rozbudowane działy bezpieczeństwa, których sama nazwa budzi respekt, a jednak…

Opracowanie dobrej specyfikacji technicznej na nowy system zabezpieczeń złożonego obiektu lub modernizację starego wymaga rozległej wiedzy o aktualnym stanie techniki zabezpieczeń i jej trendach, znajomości zabezpieczanego obiektu, jego podatności oraz możliwych skutkach naruszenia bezpieczeństwa, np. dla ciągłości działania firmy. Wymaga spojrzenia na problem chłodnym okiem z lotu ptaka. Taką perspektywę mogłaby mieć np. zewnętrzna firma doradcza, szczególnie gdyby ponosiła odpowiedzialność materialną za ewentualne błędy w dokumentacji oraz była zobligowana do nadzorowania całego procesu budowy i wdrażania systemu do eksploatacji.

Często jednak specyfikacje wymagań technicznych na urządzenia lub systemy zabezpieczeń są tworzone przez pracowników inwestora, którzy podobne systemy już u siebie mają albo je widzieli na jakichś targach lub w katalogach. Brakuje im szerszej wiedzy i perspektywy, niektóre wymagania są przez nich domyślnie traktowane jako oczywiste, inne powstają ze złożenia opisów systemów znalezionych w katalogach, co prowadzi do niespójności stawianych wymagań. Występują też problemy wynikające z nieznajomości przewidywanych zmian w legislacji lub normalizacji. Specyfikacje są często odmiennie rozumiane przez zamawiającego i usługodawcę. Problem ujawnia się już po podpisaniu kontraktu lub, co gorsza, przy odbiorze systemu.
W przypadku nowych obiektów budowanych w formule „zaprojektuj i zbuduj” systemy zabezpieczeń są widziane przez inwestora gdzieś na dalekim planie (także finansowym), a wymagania techniczne piszą osoby raczej przypadkowe. Zdarza się też, że robi to firma zewnętrzna, ale w przypadku ewidentnych nawet błędów (z czym spotkałem się ostatnio) nie pojawia się ona w postępowaniu sądowym pomiędzy inwestorem a wykonawcą, nawet jako świadek – ani sędzia, ani rzecznicy stron nie mieli do niej żadnych pytań o przyczyny powstania tych błędów.

Kolejnym problemem jest brak koordynacji przy projektowaniu i budowie obiektów. Dotyczy to zarówno współpracy systemów zabezpieczeń z elementami konstrukcji lub z wyposażeniem obiektu, jak i współdziałania systemów elektronicznych ze sobą, np. BMS z systemami zabezpieczeń. Konsekwencje finansowe ponosi zwykle inwestor, ale firmy usługowe tracą czas na poprawki, muszą dłużej czekać na wynagrodzenie lub dopominać się przed sądem zapłaty za wykonaną pracę.

Specyfikacja techniczna PN-CLC/TS 50131-7 [6] zaleca stosowanie okresu próbnego już po podjęciu praktycznej eksploatacji systemu, a przed ostatecznym rozliczeniem kontraktu. Technikę tę doskonale znamy z życia prywatnego („cyrografy” ślubne niemal zawsze są podpisywane dopiero po pomyślnie zakończonym takim właśnie okresie próbnym). Inwestorzy i usługodawcy, działając w pośpiechu, często unikają zapisów o okresie próbnym. Przeprowadza się jednodniowe szkolenie użytkownika, podpisuje protokół odbioru systemu i… już można iść do kasy. Ale wtedy zaczynają się problemy. Niedouczona obsługa systemu popełnia wszystkie możliwe i nieoczekiwane błędy skutkujące zawieszaniem się lub uszkodzeniami systemu, wysokimi kosztami napraw gwarancyjnych, a nawet postępowaniem sądowym.
Zdarza się, że inwestor (np. z listy wojewody), kupując system za kilka milionów zł, zapomina o etatach dla jego obsługi. Wysyła na szkolenie przypadkowych pracowników, którzy następnego dnia wracają do swoich zajęć. Skutki pojawiają wcześniej lub później i rykoszetem uderzają także w dostawcę systemu. Nie doszłoby do tego, gdyby nabywca był zmuszony przeprowadzić eksploatację próbną przez czas określony w kontrakcie.

W przypadku największych firm, tych z listy wojewody oraz od infrastruktury krytycznej, postępowania prowadzone przez prokuraturę i CBA mają charakter niemal rytualny. Jeżeli były poważniejsze inwestycje w systemy zabezpieczeń technicznych, to po zmianach zarządu z dużym prawdopodobieństwem można oczekiwać postępowania, które będzie wymagało udziału biegłych, czasem nawet kilku. Wszak nowy zarząd musi się odciąć od poczynań starego. Biegli z radością witają zmiany na scenie politycznej, bo za nimi idą zmiany zarządów firm i nowe, duże zlecenia.
W dużych firmach źródło problemu z ich systemami zabezpieczeń technicznych tkwi w sporach kompetencyjnych, np. pomiędzy działami IT a działami bezpieczeństwa. Szefowie firm są rozliczani z zysku, a zabezpieczenia „to przecież tylko koszt” i ich rozbudowa zysków nie przyniesie.

Kim jest biegły sądowy? Co może? Co powinien?
Tak dokładnie to nie wiadomo. Zgodnie z art. 157 § 1 ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych [8] prezes sądu okręgowego ustanawia biegłych sądowych i prowadzi ich listę. Tyle jest list biegłych, ile sądów okręgowych. Tryb powoływania i odwoływania biegłych jest określony w rozporządzeniu [9] wydanym na podstawie tej ustawy. Od lat mówi się o potrzebie przyjęcia ustawy o biegłych sądowych. Ministerstwo Sprawiedliwości zapowiadało przygotowanie takiej ustawy już w 2016 r. W ub. roku Rzecznik Praw Obywatelskich po raz kolejny zwrócił się do Ministra Sprawiedliwości o przyspieszenie (podjęcie?) prac nad tą ustawą [7]. W piśmie tym czytamy:
Ustawa ta ma zmierzać do uregulowania zagadnień prawnych dotyczących biegłych w jednym akcie normatywnym, uwzględniając kwestie powoływania i weryfikacji kwalifikacji biegłych sądowych w celu zapewnienia obywatelom, których sprawy są rozstrzygane przez sądy powszechne, często w oparciu o opinie biegłych, dostępu do ekspertów o najwyższych kwalifikacjach merytorycznych i etycznych.
Jak wskazuje RPO, sędziowie zbyt często opierają rozstrzygnięcia wyłącznie na opinii biegłych sądowych, bez ich samodzielnej i krytycznej analizy. W sprawach gospodarczych, z którymi głównie mam do czynienia, sędziowie rzeczywiście opierają się na opinii biegłego, gdyż same są często jak dzieci zagubione we mgle, bez orientacji w przedmiocie sporu i bez zdolności do podjęcia zdroworozsądkowych decyzji, np. o przerwaniu bezsensownego sporu.

Istotne znaczenie ma także zasada kontradyktoryjności procesu. Zgodnie z nią spór toczy się między stronami i na nich spoczywa obowiązek udowodnienia swoich twierdzeń. Sąd jest jedynie obserwatorem i arbitrem, który na koniec procesu wydaje wyrok – skazujący i obciążający kosztami postępowania jedną ze stron. Dlatego też sądy wymagają od biegłych jednoznacznych opinii. Tymczasem w sprawach gospodarczych rzadko mamy do czynienia z sytuacją 27:1, gdy jedna ze stron ma całkowitą rację. Częściej jest to stan 18:10, gdy korzystniejsze byłoby rozwiązanie sporu poprzez „łagodną perswazję sądu” niż skazanie jednej ze stron. Nie pozwala jednak na to zasada kontradyktoryjności postępowania, a w sprawach, które trafiają do sądu, strony najczęściej nie zgadzają się na polubowne rozwiązanie sporu lub postępowanie arbitrażowe.

Rzecznicy stron (zwykle radcowie prawni) często nie pomagają sędziemu w podjęciu decyzji, bo przy całej swojej elokwencji, znajomości prawa i wcześniejszych wyroków sądowych nie potrafią wyłuskać istoty sporu ani nie są zainteresowani jego szybkim zakończeniem. W tej sytuacji opinia biegłego jest dla sędziego ostatnią deską ratunku. Czasami oczekuje on od biegłego nie tylko wydania opinii na podstawie przedstawionych mu akt sprawy, ale także przeprowadzenia działań o charakterze dochodzeniowo-śledczym.

Żeby ten stan zmienić, należałoby raczej pomyśleć o zmianach w procedurze postępowania cywilnego oraz lepszym kształceniu sędziów w zakresie prawa i praktyki gospodarczej, niż stawiać zarzuty biegłym i ograniczać ich prerogatywy. Można mieć wiele zastrzeżeń także do biegłych, szczególnie do ich kwalifikacji zawodowych. Zdarza mi się pisać opinię w uzupełnieniu już wydanej opinii biegłego lub po odrzuceniu takiej opinii przez sąd. Piszą je czasami osoby przypadkowe, które nie powinny być biegłymi we wskazanej przez siebie dziedzinie. Uważam jednak, że żadne szkolenia kandydatów na biegłych ani procedury weryfikacji ich kwalifikacji zawodowych i certyfikacji nie pomogą, dopóki wynagrodzenie biegłych będzie tak niskie jak obecnie, a stosunek sądów do biegłych – tak nieprzyjazny jak dzisiaj.

Stawka podstawowa wynagrodzenia biegłego wynosi dziś od 22,90 zł do 32,39 zł za godzinę i jest nieco wyższa w przypadku doktorów i profesorów [10][11]. Do czasu pracy biegłego nie wlicza się czasu traconego na dojazd do sądu lub na wizję lokalną, a bywa, że trzeba ją przeprowadzić na drugim końcu Polski. Co ciekawe, sądy powołują się przy tym na dekrety z czasów stalinowskich (dawno anulowane), ignorując rozstrzygnięcia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w tym zakresie.
Sędziowie „wiedzą też lepiej”, ile czasu mogło zająć biegłemu przygotowanie opinii. W jednej z opiniowanych ostatnio spraw akta liczyły 960 kart, w tym części opisowe projektów wstępnych, wykonawczych i powykonawczych zaawansowanych systemów zabezpieczeń technicznych, rysunki techniczne na płytach CD, specyfikacje przetargowe, kosztorysy i umowy. Sędzia orzekła, że na zapoznanie się z całym zgromadzonym materiałem, zrobienie notatek itd. potrzeba nie więcej niż 8 godzin. Biegły powinien, wg niej, przeanalizować 120 stron trudnego tekstu w godzinę, nie licząc rysunków.

Złożenie zażalenia na taką decyzję sędziego skutkuje przekazaniem sprawy do wyższej instancji i opóźnieniem wypłaty wynagrodzenia co najmniej o dalsze sześć miesięcy w stosunku do „normalnego” czasu oczekiwania. „Normalny” czas oczekiwania na wypłatę wynagrodzenia za wykonaną pracę i na zwrot poniesionych wydatków (np. na hotel i paliwo) wynosi, w przypadku spraw cywilnych, średnio dziewięć miesięcy. Podatek trzeba jednak zapłacić po wystawieniu faktury. Wysokość kilometrówki wyznacza każdy z prezesów sądów okręgowych z osobna. W Warszawie wynosi ona nie standardowe 0,8358 zł/km, ale 0,60 zł/km. Może biegli i adwokaci w Warszawie korzystają wyłącznie z tańszych w eksploatacji samochodów (albo hulajnóg) elektrycznych?

Sąd „postanawia” powołać biegłego i „wzywa” go do złożenia opinii w określonym terminie. Zwykle są to dwa miesiące, ale zdarza się, że tylko dwa tygodnie. Wraz z „postanowieniem” biegły otrzymuje też „pouczenie”, które ma go zmobilizować do pracy. Zgodnie z §5 rozporządzenia [9] biegły nie może odmówić wykonania należących do jego obowiązków czynności w okręgu sądu okręgowego, przy którym został ustanowiony, zleconych przez sąd lub organ prowadzący postępowanie przygotowawcze w sprawach karnych. Usprawiedliwienie niestawiennictwa z powodu choroby wymaga przedstawienia zaświadczenia wystawionego przez lekarza sądowego (art. 177 k.p.k). Informację o tym, gdzie takowego szukać, można podobno znaleźć na tablicy w siedzibie sądu. Za nieusprawiedliwione niestawiennictwo lub za opóźnienie w złożeniu opinii sąd skaże biegłego na grzywnę w kwocie do 10 tys. zł (art. 274 k.p.c.).

Na zakończenie „wisienka na torcie” dla biegłego sądowego, czyli bezpośrednia obrona jego opinii w sali sądowej. Te potyczki słowne z elokwentnymi prawnikami zażarcie broniącymi swoich klientów czasami bywają zabawne, ale nigdy nie są przyjemne. Często zaczynają się od ataku personalnego na biegłego oraz próby podważenia jego kwalifikacji i kompetencji. Niedawno jeden z prawników, dla którego zleceniodawcy opinia biegłego była niekorzystna, pojawił się w sali sądowej z listą dwudziestu czterech pytań „do” i „o” biegłego. Listą przygotowaną przez branżowca, a więc osobę zorientowaną w materii sporu. Na szczęście po uzyskaniu wyczerpującej odpowiedzi na pierwsze pytanie radca prawny zrezygnował z zadawania kolejnych.
Nikt nikomu nie każe być biegłym sądowym, jednak nie atakujcie biegłych zbyt ostro, bo zgodnie z art 157 §3 [8]: W związku z wykonywaniem czynności wynikających z postanowienia o zasięgnięciu opinii biegły korzysta z ochrony prawnej przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych.

Literatura
1.PN-EN 50136-1:2012 – wersja polska. Systemy alarmowe – Systemy i urządzenia transmisji alarmu – Część 1: Wymagania ogólne dotyczące systemów transmisji alarmu. 
2. PN-EN 50136-2:2014-05 – wersja angielska. Systemy alarmowe – Systemy i urządzenia transmisji alarmu – Część 2: Wymagania dotyczące nadajnika-odbiornika miejsca chronionego (SPT). 
3. PN-EN 50136-3:2014-05 – wersja angielska. Systemy alarmowe – Systemy i urządzenia transmisji alarmu – Część 3: Wymagania dotyczące nadajnika-odbiornika centrum odbiorczego (RCT). 
4. N-EN 16763:2017-04 – wersja angielska Usługi w zakresie systemów ochrony przeciwpożarowej oraz systemów zabezpieczeń technicznych. 
5. EUCJ Elliott case (C-613/14). 
6. PKN-CLC/TS 50131-7:2011 Systemy alarmowe – Systemy sygnalizacji włamania i napadu – Część 7: Wytyczne stosowania. 
7. https://www.rpo.gov.pl/sites/default/files/ 
8. Prawo o ustroju sądów powszechnych (Dz.U. 2001 nr 98 poz. 1070). 
9. Rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości z 24 stycznia 2005 r. w sprawie biegłych sądowych (Dz.U. nr 15, poz. 133). 
10. Rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości z dnia 24 kwietnia 2013 r. w sprawie określenia stawek wynagrodzenia biegłych, taryf zryczałtowanych oraz sposobu dokumentowania wydatków niezbędnych dla wydania opinii w postępowaniu karnym (Dz.U.2017.0.2049). 
11. Rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości z dnia 24 kwietnia 2013 r. w sprawie określenia stawek wynagrodzenia biegłych, taryf zryczałtowanych oraz sposobu dokumentowania wydatków niezbędnych dla wydania opinii w postępowaniu cywilnym (Dz.U. 2013 r., poz. 518).

Jerzy W. Sobstel
Prezes Stowarzyszenia Ekspertów Normalizacji, Walidacji i Certyfikacji NOWACERT.
Od 2004 r. działa w Europejskich Komitetach Normalizacyjnych CEN/TC72, CEN/TC439, CEN/CLC/TC4, CLC/TC79. Przewodniczący Komitetu PKN/KT323 Usługi w ochronie osób i mienia. Właściciel firmy doradczej SOSTEL Jerzy Sobstel.