Strona główna Bezpieczeństwo biznesu IK w czasie pandemii, czyli stara atmosfera w nowym klimacie

IK w czasie pandemii, czyli stara atmosfera w nowym klimacie

Jacek Grzechowiak
Jacek Grzechowiak

Zespoły ochronne w czasach przed pandemią miały dobrze znanego przeciwnika, czyli złodzieja. Jego profil, zainteresowania oraz metody zmieniały się nieustannie, jednak głównym celem był zasób chroniony, nieważne czy materialny, czy niematerialny, ale dość precyzyjnie zdefiniowany.

Przez lata środki ochronne były dopasowywane do znanych zagrożeń i do zagrożeń przewidywanych, koncentrujących się na zasobach chronionych. I nawet jeśli zasobem tym było życie i zdrowie, to jednak rozpatrywane z punktu widzenia tradycyjnego „przeciwnika”. Można powiedzieć, korzystając z tezy jednego z najwybitniejszych współczesnych generałów, że przez całe lata my, jako ochrona, przygotowywaliśmy się do wojny, która już była.

Wirus, czyli wróg i jego taktyka

W przedpandemicznej ochronie uwaga była więc skierowana na wroga widocznego albo bezpośrednio, albo pośrednio poprzez symptomy zagrożeń, takie jak uszkodzenia ogrodzenia, lekceważenie procedur czy drobne incydenty dotyczące „zaginięcia” mienia nieznacznej wartości, co było z reguły skutkiem kradzieży, ale z różnych powodów wielokrotnie występowała chęć lekceważenia tego bądź ukrywania, „aby nie robić złej atmosfery”. Ta „atmosfera” będzie przewijała się w tym artykule dość często, gdyż nawyki sprzed pandemii w czasach, gdy wystąpiła, mają groźniejsze konsekwencje.

Tymczasem pojawił się wróg niewidzialny, niewyczuwalny i bardzo często niedający żadnych ostrzeżeń wstępnych. Wróg znany w wąskiej dziedzinie medycyny, ale praktycznie niemal nieznany w komercyjnej ochronie. Wróg nietolerujący bylejakości. Wymagający zmiany sposobu postrzegania rzeczywistości. Ale czy faktycznie nieznany? Przecież mamy za sobą epidemie ptasiej i świńskiej grypy, w których zespoły ochronne już były zaangażowane. Co prawda w zdecydowanie mniejszym wymiarze, ale jednak doświadczenia już były.

Postrzeganie rzeczywistości musiało zostać zmienione w trybie nagłym, ale co ważniejsze, niezbędna była także, a może nawet przede wszystkim zmiana mentalności i odejście od starej „atmosfery” bezpieczeństwa, gdzie drobne kradzieże, niewielkie odstępstwa od procedur czy wreszcie utrzymywanie rozwiązań i systemów iście archaicznych miały miejsce. I co gorsza, miały się znakomicie. Oczyszczenie tej atmosfery było niezbędne. Ale czy zostało zrobione? Przykładowy obrazek z dzisiejszej, pandemicznej, rzeczywistości wygląda następująco:

Macie mierzyć temperaturę!
Czym?
Nie wiem.
Jak?
Nie wiem. A właściwie dlaczego pytacie, przecież to wy jesteście specjalistami. Róbcie to jak uważacie, byle już teraz.

To się wydarzyło naprawdę. Czyżby pracownicy ochrony byli specjalistami od zagrożeń epidemiologicznych? Czy aby nie jest potrzebne podejście „my” zamiast „ty”? Czy przepychanie problemu byle dalej od siebie rozwiązuje problem? To typowe podejście z obłoków starej „atmosfery” bezpieczeństwa. Niestety w pierwszych dniach pandemii było bardzo mocno widoczne. Wydaje się, że doświadczenia ptasiej i świńskiej grypy zostały nieco zapomniane, gdy tymczasem wszyscy znaleźliśmy się w typowym kryzysie. Przy czym nikt tak naprawdę nie wiedział, jaki on jest, jak się rozwinie, wreszcie jak najlepiej przez niego przejść. Niepewność typowa dla kryzysu, ale wymagająca zrozumienia, znów czerpiąc z pojęć wojskowych, wymagająca rozpoznania, niekiedy także rozpoznania walką.

I tu pojawił się jeszcze jeden element znany ze starej atmosfery, mianowicie „genialni eksperci”. Najczęściej tak zwani niezależni, którzy nigdy nie pracowali w choćby średniej firmie, ale w ich mniemaniu są wyjątkowymi ekspertami, mądrzejszymi od tych, którzy zarządzają bezpieczeństwem przez kilkanaście czy kilkadziesiąt lat w różnych firmach. Klimat nowej atmosfery sprzyjał takim „ekspertom”, choć była to typowa stara „atmosfera”. Pamiętam pewną korespondencję sprzed kilku lat na temat wymagań, jakie powinny spełniać osoby, którym planowano zlecić wykonanie ekspertyzy bezpieczeństwa. Pamiętam moje zdumienie, gdy na zadane pytanie, otrzymałem odpowiedź:
…w odpowiedzi na Pana zapytania w sprawie doprecyzowania naszych wymagań w kwestii oszacowania kosztu realizacji zamówienia na wykonanie pisemnej eksperckiej oceny systemów zabezpieczeń sześciu placówek podległych Ministrowi […], uprzejmie Pana informuję, że: 1) W celu wykonania usługi wykonawca powinien posiadać co najmniej dwuletnie doświadczenie w tworzeniu systemów zabezpieczeń osób i mienia…

Teraz ta „atmosfera” bezkrytycznego podchodzenia do ekspertów uwidoczniła się w pełnym wymiarze. No cóż, kryzys ponoć wymaga ofiar… Widzimy te potencjalne ofiary już dziś i przyjdzie nam je widzieć w najbliższych miesiącach, a być może i latach. Kryzys jest podobno lekarstwem rynku, ale w mojej ocenie to lekarstwo brutalne i zdecydowanie nie warto korzystać z niego „w ciemno”.

(Re)definicja infrastruktury krytycznej, czyli pole walki

Dotychczasowe postrzeganie bezpieczeństwa miało przełożenie także na postrzeganie zasobów chronionych, wśród których szczególne znaczenie mają obiekty podlegające obowiązkowej ochronie, a spośród tychże obiekty będące infrastrukturą krytyczną. Nasze regulacje prawne opisują rodzaje obiektów stanowiących infrastrukturę krytyczną, jednak pandemia pokazała, że wiele obiektów, dzięki którym udaje się nam wszystkim funkcjonować, nie należy do kategorii infrastruktury krytycznej.

Zacznijmy od logistyki. Trzeba powiedzieć wprost, że w praktyce bez logistyki stanęłoby wszystko, i ani szpitale nie miałyby już maseczek, ani konsumenci nie mieliby artykułów niekiedy niezbędnych do życia. Tak więc logistyka okazała się branżą krytyczną, co dla większości nie jest żadną nowością. I dotyczy to zarówno terminali logistycznych, jak i paczkomatów, kurierów i kierowców, operatorów wózków widłowych i obsługi. Generalnie całej branży. Logistyka przeżywa od kilku tygodni szczyt znacznie przewyższający okres poprzedzający Boże Narodzenie. Jednocześnie znacznie większa liczba przesyłek jest pozostawiana przez kurierów nawet bez powiadomienia odbiorcy. To nakłada się na zmianę innych nawyków, gdzie wiele bloków mieszkalnych zostało otwartych w celu ograniczenia rozprzestrzeniania się wirusa na klamkach, klawiaturach domofonów itd. Jesteśmy też bardziej zamknięci w mieszkaniach – izolacja społeczna przecież trwa. I nikt bez potrzeby nie wychodzi z domu. Tym samym takie przesyłki oczekują pod drzwiami odbiorcy dość długo. A okazja czyni złodzieja… Portale społecznościowe wspólnot mieszkaniowych już obecnie zawierają dużo postów o poszukiwaniu paczki. Trzeba więc spodziewać się także większej liczby incydentów kradzieżowych, choć będą one notyfikowane z opóźnieniem. Bezpieczeństwo logistyki przechodzi więc już teraz dużą transformację, a branża ta z pewnością zyskała status krytycznej, choć na razie tylko z punktu widzenia społeczeństwa.
Wraz z rozpoczęciem społecznej izolacji znaczne zmiany zaszły u dostawców usług internetowych, praca domowa zaczęła bowiem generować ruch w sieciach domowych.

I tak samo jak w przypadku logistyki natężenie ruchu zwiększyło się diametralnie. Dodatkowym ryzykiem jest widoczne w mailach częstsze wykorzystywanie poczty prywatnej do spraw służbowych. To się niestety wydarzyło, a więc tajemnice firmowe zaczęły funkcjonować w miejscach, w których zdecydowanie nie powinny się znaleźć. Należy przypomnieć, że ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji definiuje tajemnicę przedsiębiorstwa, zapewniając jej ochronę, ale tylko wtedy, gdy …uprawniony do korzystania z informacji lub rozporządzania nimi podjął, przy zachowaniu należytej staranności, działania w celu utrzymania ich w poufności.

Jak powszechnie wiadomo, jedynym medium, którego nie można zhakować, jest papier, ale przegląd okolicznych śmietników niestety napawa mnie niepokojem. I to dużym. Oferty cenowe, kalkulacje kosztów, a nawet umowy… Dziś ochrona tajemnic przedsiębiorstwa jest słabym punktem systemu bezpieczeństwa.

To kolejna ważna lekcja do odrobienia w czasach popandemicznych. W tym zakresie pojawia się niepokojący element wyjścia z danymi chronionymi w strefy, które są chronione słabiej w zakresie zarówno fizycznym, jak i cybernetycznym. Ochrona informacji zaczyna być elementem poważnie zagrożonym, co będzie miało konsekwencje w przyszłości.

Celowo nie odnoszą się do służby zdrowia, ta branża bowiem wymaga oddzielnego potraktowania. I mam tu także osobiste obserwacje z krótkiego pobytu w szpitalu, kiedy to miałem okazję zaobserwować co najmniej kilka niepojących symptomów lekceważenia i to zarówno przez pacjentów, różnego rodzaju dostawców, jak i personel medyczny. Zostawiam to specjalistom od spraw medycznych.

Wszystkie branże stanęły przed obliczem kryzysu wpływającego na ciągłość działania. Podjęto więc decyzję o zmianie godzin pracy, ale także skoszarowaniu pracowników w niektórych obiektach. Temu celowi służą wprowadzone rozwiązania prawne. Czy zapewnią one ciągłość działania. Oczywiście nie. To wymaga nie tylko zmian organizacyjnych, choć one pomagają.

Nasza armia, czyli co ochrona robi w tej sytuacji

Zespoły ochronne weszły w pandemię właściwie z marszu, ponieważ pandemia zastała nas tam, gdzie byliśmy. Zespoły ochronne były też w naturalny sposób pierwszymi, a w wielu przypadkach jedynymi, do których adresowano potrzeby w zakresie prewencji antyinfekcyjnej. Ochrona weszła w proces mierzenia temperatury czy to manualnie, czy elektronicznie. Działania, jakie przyszło podjąć ochronie, były – odwołując się do terminologii wojskowej – bardzo podobne do rozpoznania walką. Było w nich sporo błędów, które – co już dziś wiemy – przyniosły kłopoty zarówno operacyjne, jak i infekcyjne. Należy powiedzieć, że zarówno manualna, jak i elektroniczna kontrola temperatury spowalnia przepływ osób, co jest szczególnie widoczne w zakładach przemysłowych.

Rozwiązaniem pomagającym, choć oczywiście nie likwidującym problemu, jest zmiana godzin rozpoczęcia pracy tak, aby wejście do pracy rozłożyć na dłuższy czas. Niby banalne, ale skuteczne. I tu dochodzimy do drugiego problemu. W sieci dostępne były zdjęcia i filmy, które pokazywały tłumy pracowników oczekujących na wejście do zakładu, z czego można wnosić, że wewnątrz zakładu zapewniono stosowny dystans, ale już przed zakładem niejednokrotnie widzieliśmy stojących ramię w ramię i bez masek. Późniejsze informacje o zachorowaniach trudno oczywiście jednoznacznie identyfikować z tą sytuacją, ale przesłanki do tego niestety są. I tutaj znów odnoszę się do starej „atmosfery”.

Wielokrotnie widziałem, że nawet całkiem dobre systemy ochrony kończyły się na linii ogrodzenia. To właśnie ten efekt: wewnątrz mamy wydzielone strefy, zapewniony dystans, rękawiczki, maski, płyny dezynfekcyjne… No właśnie, tylko wewnątrz. Trzeba patrzeć dalej, bo kryzys wcale nie musi przyjść z wewnątrz. Wręcz przeciwnie, kryzysy bardzo często przychodzą właśnie z zewnątrz. W artykule na temat infrastruktury krytycznej pisałem o włamaniu do galerii Zielone Sklepienie w Dreźnie, gdzie sprawcy najpierw zneutralizowali zasilanie, właśnie w strefie zewnętrznej, która była niechroniona. Tak samo było tutaj. Wewnątrz mieliśmy procedury, a na zewnątrz „na żywioł”. Niestety kolejna gorzka lekcja. Proces nie może się zamykać wewnątrz. Musi się zamknąć tam, gdzie faktycznie się kończy. Nawet jeśli to jest kilometry dalej.

Mimo to zespoły ochronne wyszły z tej sytuacji obronną ręką. Wprowadziły procesy szybko, typowo w trybie awaryjnym, nieraz z potknięciami, problemami, ale jednak proces ruszył szybko i osiągnął poziom efektywny. Czy najszybciej, jak było to możliwe? Pewnie nie, ale dziś, analizując to, jesteśmy mądrzejsi niż w czasie, gdy go wprowadzaliśmy. Jaka płynie z tego lekcja? Po pierwsze nie zapomnieć. Tak jak to się stało przy ptasiej i świńskiej grypie. To wydaje się lekcją najważniejszą. Ważną lekcją jest także utrzymywanie stałego, wysokiego poziomu procesu oraz wysokiej dyscypliny pracy. Ponownie odwołam się do starej „atmosfery”, tolerancji dla pozornie niewielkich zaniedbań. W kwestiach epidemiologicznych nie ma na to żadnego miejsca. Nawet najmniejszego. Tu jedno słabe ogniwo nie tylko przerywa łańcuch, ale także powoduje destrukcję innych ogniw, a nawet całego łańcucha. Dziś to już wiemy. Dlatego pojęcie słabego ogniwa nabiera nowego znaczenia. W tym przypadku rola ochrony jako wykonawcy procesu, ale i swego rodzaju trendsettera jest dziś niezmiernie ważna. Zasada „zero tolerancji”, którą znamy od lat, a która była tak nielubiana w starej „atmosferze”, zdaje się być podstawą.

Tarcza kontra miecz, czyli jak epidemia stymuluje wprowadzanie nowych rozwiązań

Minione dwa miesiące przyniosły dynamiczny rozwój projektów prewencyjnych przede wszystkim w zakresie mierzenia temperatury, ale także dezynfekcji czy modyfikacji procedur wydawałoby się odległych od bezpieczeństwa. Dziś mamy już czas na doskonalenie, szczególnie że dzisiejsze rozwiązania, wprowadzone i udoskonalone, pozostaną z nami przez długie miesiące. Ochrona przyjęła do wykonania ważne obowiązki i będzie je realizowała. Ważne, aby te rozwiązania zyskały trwały przymiot efektywności i stałej, wysokiej jakości. To bezsprzeczne wyzwanie zarówno dla struktur security, jak i odbiorców usług tej branży.

Kamery termowizyjne, do niedawna uznawane za rozwiązanie o wąskim zastosowaniu w ochronie, dziś stały się codziennością, ale należy pamiętać, że ich stosowanie także wymaga właściwej konfiguracji, bo sam pomiar temperatury to w kwestiach epidemiologicznych zdecydowanie zbyt mało. Kolejnym rozwiązaniem już widocznym na rynku jest dezynfekcja. To także rozwija się dynamicznie. Zespoły ochronne mają już rozwiązania zapożyczone z rynku medycznego pozwalające dezynfekować pomieszczenia. Pojawiają się także bramki dezynfekcyjne do dezynfekcji osób czy przesyłek i bagażu. To także będzie się rozwijało bardzo dynamicznie, są to bowiem rozwiązania, które są dziś niezbędne. Te działania na długo pozostaną w ofercie firm ochrony. Z czasem zapewne dojdzie do specjalizacji, siłą rzeczy więc rynek nieco się zmieni.

Kreatywność. To bez wątpienia sprawa, która w minionych tygodniach była niezmiernie ważna. Widzieliśmy ekspresowe przestawianie drukarek 3D na produkcję przyłbic, absolutnie imponujące przyspieszenie w produkcji masek, choć ich jakość niekiedy była wątpliwa, ale lepiej coś niż nic. To także element tarczy, którą przeciwstawiliśmy się mieczowi wirusa. Widzimy także wiele rozwiązań, które nie są rozwiązaniami ochronnymi, a mają pozytywny wpływ zarówno na prewencję wirusową, jak i bezpieczeństwo. Przykładem jest otwieranie różnego rodzaju skrytek z poziomu aplikacji na smartfona. Rozwiązanie korzystne epidemiologicznie, ale i pożyteczne dla bezpieczeństwa przesyłek. Oczywiście pozostaje kwestia bezpieczeństwa cybernetycznego. I tu z kolei pojawia się ryzyko, którego w tym obszarze nie było. Trzeba więc nim zarządzać.
Ochrona bez wątpienia wejdzie w nowe obszary usług. Być może teraz już spokojniej, w sposób bardziej przemyślany, bo nie obarczony presją czasu.

Co dalej, czyli kiedy koniec tej wojny i jak będziemy żyć wtedy

Na początek teza, być może ryzykowna: ta wojna nigdy się nie skończy. Z wirusem będziemy już zawsze żyć. Kwestią dyskusyjną pozostaje jedynie, jak długo będzie to etap pan/epidemii i jak duże będą etapy odnowienia. Dostępne obecnie dane wskazują na długie miesiące pandemii, a odnowienie szacowane jest wyżej niż przy wirusach grypy. To będzie wymagało od nas przygotowania się i aktywnej profilaktyki, która pozwoli nam pracować bezpiecznie lub przynajmniej bezpieczniej niż inni.

Zanim wrócimy do swoich miejsc pracy, zanim zaczniemy tam normalnie pracować, trzeba będzie je zdezynfekować, bo dzisiejsza „atmosfera” może być niebezpieczna, a jak wiadomo z dostępnych publikacji specjalistycznych, trwałość wirusa na różnych powierzchniach jest niekiedy bardzo długa. Stworzenie bezpiecznego miejsca pracy, bez zapewnienia trwałości tego stanu, prowadzi do odnowienia problemu. Dlatego rozwiązania, które dziś wprowadzaliśmy w trybie nadzwyczajnym, trzeba będzie utrzymać. Modyfikując, doskonaląc, eksperymentując z rozwiązaniami nowymi, ale jednak utrzymać przynajmniej na poziomie obecnym.

Trzeba jednak pamiętać, że obecna sytuacja spowodowała także zmianę w krajobrazie kryminalnym. O ile przestępczość cybernetyczna można powiedzieć, że kwitnie w najlepsze, bo liczne oszustwa „na covid, „na odkażanie przesyłki”, „na dezynfekcję mieszkania” są odnotowywane, o tyle – jak wynika z danych policji – liczba innych przestępstw spadła. To dość logiczne. Złodzieje też chorują, też są w kwarantannie, też nie wychodzą z domu. Niestety do czasu. Dłuższe trwanie tego stanu spowoduje swego rodzaju głód. Złodzieje też z czegoś muszą żyć. To brutalne, ale przecież tak jest. Po pandemii zaczną „odrabiać straty”. Dlatego powinniśmy być przygotowani na wzrost przestępczości. Drugą niekorzystną sprawą jest wzrost bezrobocia. Nastąpi to bez wątpienia, a bezrobocie niestety stymuluje przestępczość. Wreszcie trzecia sprawa, jaką jest spadek zaufania do policji, co niestety może przynieść „atmosferę” przyzwolenia na przestępstwa, a nawet pomocnictwa w ich ukrywaniu. Nasz klimat bezpieczeństwa z pewnością się pogorszy.

Czy więc przyszłość to tylko wyrzeczenia i problemy? Z pewnością nie. Każda choroba mija. Każda nas wzmacnia. I tak będzie również teraz.