#Działy tematyczne #Infrastruktura krytyczna

PWPW – profesjonalne podejście do zarządzania bezpieczeństwem

Specyfika produkcji Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych wymaga skutecznego, efektywnego i zaawansowanego systemu bezpieczeństwa. Dotyczy to nie tylko ochrony obiektów, zabezpieczenia produkcji wartościowej i ochrony zasobów informacyjnych, ale także bezpieczeństwa zatrudnionych pracowników. Wdrożone procedury i instrukcje dotyczące zabezpieczenia produkcji wartościowej są wspomagane przez nowoczesne systemy elektroniczne, m.in. dozór wizyjny obiektów, monitoring ciągów produkcyjnych, kontrolę dostępu, sygnalizację włamania i napadu czy zaawansowane systemy sygnalizacji pożarowej.

O tym, jak budowano koncepcję bezpieczeństwa w Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, rozmawiamy z Piotrem Sitko, zastępcą Dyrektora Biura Ochrony i Bezpieczeństwa.

Jaka jest Wasza filozofia podejścia do koncepcji bezpieczeństwa w firmie?
Na naszą fabrykę składa się zespół jedenastu gmachów budowanych w różnych czasach. Sam projekt pochodzi z okresu Polski międzywojennej, ale kompleks został całkowicie zniszczony w czasie II wojny światowej. Układ budynków jest skomplikowany ze względu na dużą liczbę przejść i klatek schodowych, które nie są ze sobą spójne. Dlatego, aby ułatwić komunikację pomiędzy pracownikami, wprowadziliśmy oznaczenia literowe i cyfrowe poszczególnych części zakładu. Oprócz głównej siedziby są jeszcze inne obiekty, ale ich struktura jest dużo mniej skomplikowana. Biorąc to wszystko pod uwagę, musieliśmy stworzyć zupełnie nową koncepcję w podejściu do zapewnienia bezpieczeństwa firmy. Nie mogliśmy czerpać z doświadczeń innych tego typu obiektów, do tego tematu trzeba było podejść całkiem nowatorsko, tzn. wymyśleć, w jaki sposób zabezpieczyć zakład, żeby móc spełnić normy obowiązujące drukarnie na światowym poziomie.

Przede wszystkim zrezygnowaliśmy z autonomicznych śluz mechanicznych, ponieważ każdy nasz budynek jest inny, miejsce usytuowania tych śluz byłoby różne, więc tak naprawdę nie mielibyśmy jak ich użyć. Wymyśliliśmy formułę śluzy jako drzwi-drzwi, z biometrią 3D i czujką obecności. I to się sprawdza, takich śluz mamy kilkanaście. Zmieniliśmy całą kontrolę dostępu w tych śluzach i w nowych przejściach po to, aby zunifikować system.
Również przy wyborze systemu dozoru wizyjnego kierowaliśmy się zasadą, że aby systemy uporządkować, nie należy ich mnożyć. Wiele firm ma ten problem, że w jednym obiekcie ma zainstalowanych kilkanaście systemów różnych producentów. My nasze systemy chcemy rozwijać i unifikować, by lepiej nimi zarządzać.

No właśnie, jak radzicie sobie z integracją systemów?
Robimy to stopniowo. We wszystkich lokalizacjach zainstalowaliśmy system telewizji dozorowej jednego producenta. Jesteśmy z tego bardzo zadowoleni, ponieważ oprócz względów ekonomicznych, tzn. kosztów użytkowania czy obsługi – przeszkoleni pracownicy poradzą sobie z obsługą w każdym obiekcie – mamy również wsparcie techniczne partnera, który dostarczył nam te urządzenia. Podobnie działamy w przypadku kontroli dostępu. Wymieniamy ją sukcesywnie po to, aby zarządzać systemem z jednego centralnego serwera. To też wpłynie na ekonomię kosztów w tej części, którą zarządzam. Nie będę musiał mieć w obiekcie z kilkudziesięcioma pracownikami osoby nadającej im uprawnienia na miejscu, tylko będę mógł to robić z jednego miejsca. I dzisiaj już tak się dzieje, w tym kierunku zmierzamy.

W przypadku systemu sygnalizacji i włamania jeszcze szukamy najlepszego rozwiązania, podobnie jest z wymianą systemu sygnalizacji pożarowej. Wybór będzie podyktowany tym, by na końcu wszystkie te systemy w niezbędnym dla nas zakresie zunifikować i zintegrować. Teraz już widzimy, jakie są tego korzyści, mając np. mapę wizualizacji tego, co dzieje się w naszych jedenastu obiektach. Jest to szczególnie ważne, ponieważ przy tak dużym skomplikowaniu przejść i klatek schodowych nawet osoby z długim stażem pracy nie zawsze w sytuacji stresowej potrafią szybko dotrzeć w określone miejsce.

Zarządzacie systemami na miejscu czy korzystacie z usług firm trzecich?
Z racji specyfiki obiektu nasze systemy zabezpieczeń są odłączone od innych działających w fabryce i zarządzamy nimi z własnej centrali, przez własnych pracowników. Nie korzystamy z rozwiązań chmurowych, gdyż nie są one jeszcze w wymaganym przez nas stopniu bezpieczne. Oczywiście do innych zastosowań ich zabezpieczenia mogą być wystarczające, ale specyfika naszej działalności sprawia, że systemami zabezpieczeń zarządzamy sami i na miejscu.

Jakimi kryteriami kierujecie się przy wyborze systemu?
Nasze oczekiwania co do rozwiązań podzieliłbym na dwie kategorie. Po pierwsze ważne są aspekty techniczne, czyli związane z nowoczesnością produktu, by wykorzystywał najnowsze technologie i spełniał wszelkie normy bezpieczeństwa. Po drugie zwracamy uwagę na to, czy system jest rozwojowy – tzn. czy w przypadku, gdy w przepisach pojawi się dodatkowy sposób zabezpieczenia, np. zliczania osób w danym pomieszczeniu, to tę funkcjonalność będzie można łatwo do systemu dołożyć.

Kolejną sprawą jest wybór systemu oparty na kryteriach stabilności producenta. Badamy, jak długo firma jest na rynku, czy nie stosuje wrogich przejęć, czy sama nie zamierza się sprzedać, jak wygląda jej portfolio biznesowe i historyczne.
Bardzo istotne dla nas było sprawdzenie, czy system jest otwarty – oczywiście nie w rozumieniu, że każdy może się do niego dostać, ale czy będę mógł przeszkolić swoich pracowników lub firmę zewnętrzną, która jest naszym integratorem, w zakresie podstawowej konserwacji czy serwisowania. Chodzi o to, żeby nie być zmuszonym do korzystania z usług firmy trzeciej, która będzie narzucała określone ceny. To wiąże się z dużym problem, głównie finansowym. Na przykład kiedy kupię dobry system w dosyć konkurencyjnej rynkowej cenie, później może okazać się, że w ciągu kilku lat użytkowania koszty serwisu i konserwacji staną się głównym wydatkiem w budżecie.

Następna rzecz – przed wyborem określonego rozwiązania wykonywaliśmy wizyty referencyjne. Chcieliśmy zobaczyć, jak te wybrane systemy funkcjonują w dużych obiektach, które też wymagają zapewnienia wysokiego poziomu bezpieczeństwa. To nas upewniało, że podjęte decyzje będą dobre. Zapraszaliśmy również producentów na prezentacje do naszej firmy, odbyliśmy co najmniej kilkanaście takich spotkań.

Bardzo ważne dla nas było również śledzenie oferty rynku. Odwiedzaliśmy targi branżowe, nie tylko krajowe, ale i międzynarodowe, np. Ifsec w Londynie czy Intersec w Dubaju. Przyglądaliśmy się nie tylko pojawiającym się nowościom, ale także informacjom biznesowym. Nie ukrywam, że jest to rynek bardzo trudny i skomplikowany. Często zdarza się bowiem, że niedawno zakupiony system nie będzie dłużej wspierany z powodu przejęcia producenta przez inną firmę. A to może stanowić poważny problem z użytkowaniem urządzeń zabezpieczających naszą firmę.

Czy – jako ekspert – może Pan udzielić kilku porad, jak uniknąć najczęstszych błędów w przygotowaniu koncepcji bezpieczeństwa w obiektach infrastruktury krytycznej?
Pierwsza rzecz, jaką należy zrobić, to dokonać analizy własnych potrzeb. Sprawdzić, w jakim miejscu jest firma, a w jakim miejscu chcielibyśmy ją widzieć za rok lub dwa lata. I przekonać osoby zarządzające do tego, że inwestowanie w bezpieczeństwo jest dziś bardzo istotne. Widzimy to zwłaszcza w obecnej sytuacji kryzysowej, jak ważne jest szybkie i sprawne reagowanie oraz podejmowanie właściwych decyzji.

Po drugie należy dokładnie przyjrzeć się temu, co jest oferowane na rynku i sprawdzić potencjalnego partnera. Czy system, który chcemy wybrać, jest stabilny i niezawodny, jak wygląda jego otwartość. Czy producent oferuje szkolenia z obsługi i konserwacji, które nie będą obarczone dodatkową opłatą.
Trzecią bardzo ważną rzeczą jest wzajemna współpraca z integratorem i partnerstwo z dostawcą. Często jest tak, że nie mamy bezpośrednich umów z producentem konkretnego systemu, ale jego wsparcie techniczne, współodpowiedzialność za utrzymanie wysokiego poziomu bezpieczeństwa w zakładzie jest bardzo ważne. My jesteśmy bardzo zadowoleni ze współpracy z naszymi partnerami. Przy wymianie zarówno systemu kontroli dostępu, jak i systemu dozoru wizyjnego mieliśmy poczucie wsparcia i pewność, że w każdej chwili możemy liczyć na ich pomoc. Ważne jest więc szukanie takich rozwiązań i takich partnerów, którzy będą właśnie w ten sposób podchodzili do współpracy.

Moim zdaniem bardzo ważna jest też ciągła edukacja własna i pracowników firmy. Pomaga w tym uczestniczenie w targach i różnego rodzaju konferencjach branżowych. Możliwość rozmowy i wymiany doświadczeń jest bardzo pomocna. Osobiście polecam też systematyczną lekturę czasopisma „a&s Polska”, z wieloma ciekawymi opracowaniami ekspertów z kraju i całego świata.

Nie sposób uniknąć pytania o sytuację związaną z epidemią koronawirusa. Jakie działania podjęliście w PWPW?
Staraliśmy się reagować jak najszybciej. Jeszcze zanim oficjalnie ogłoszono stan pandemii, wdrożyliśmy opracowane wcześniej procedury gwarantujące ciągłość działania firmy i te związane z planem zarządzania kryzysowego. Rozpoczęliśmy mierzenie temperatury ciała pracownikom, jeszcze zanim wejdą na teren zakładu. Do minimum ograniczyliśmy serwis zewnętrzny, odwołaliśmy wyjazdy zagraniczne i udział w konferencjach. Sztab kryzysowy spotyka się codziennie, aby szybko reagować na zaistniałe sytuacje. Wdrożyliśmy procedury ograniczające kontakty osobowe, które pozwolą funkcjonować zakładowi nawet wtedy, gdy przypadek zarażenia koronawirusem zostanie wykryty u jednego z naszych pracowników. Jesteśmy zakładem, który ze względu na rodzaj działalności związanej z bezpieczeństwem funkcjonowania państwa nie może pozwolić sobie na zaprzestanie działalności.

Ograniczyliśmy liczbę pracowników – osoby, które mogą pracować zdalnie, pracują w trybie home office. Tam, gdzie nie możemy ograniczyć kontaktów, np. z klientami, minimalizujemy strefy możliwych zagrożeń, stosujemy maseczki, rękawiczki, odstępy między poszczególnymi osobami. Zaczynamy pracę o różnych godzinach po to, aby ograniczyć liczbę osób przebywających jednocześnie przy wejściu.

Jak powiedział Maciej Biernat, prezes PWPW, to jest test na nasze człowieczeństwo. Wszystko zależy od tego, jak się ludzie zachowają, jaka będzie atmosfera, czy umiemy podporządkować się procedurom. Na razie ten test nasi pracownicy zdają celująco, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni. To oni są naszym motorem działania – dla nich tu jesteśmy, podejmujemy działania, żeby oni i ich rodziny czuli się jak najbezpieczniej.

Być może teraz, w obecnej sytuacji, to pytanie zabrzmi dziwnie, ale jak Pan widzi przyszłość rynku security?
Myślę, że w części technicznej rynek nadal będzie się intensywnie rozwijał. Systemy będą się coraz bardziej integrowały, udział człowieka zostanie ograniczony na rzecz wykorzystania sztucznej inteligencji. Ale dziś nie widzę takiej możliwości, żebyśmy mogli całkowicie wyeliminować pracę człowieka i zastąpić go maszyną. Do tego jeszcze daleko.

Mam nadzieję na stabilizację rynku w przyszłości, na to, że będziemy mieli liderów w każdym sektorze branży, czy to telewizji dozorowej, kontroli dostępu, czy w zabezpieczeniach przeciwpożarowych, z rozwiązaniami zbliżonymi cenowo. Wtedy zdrowa konkurencja będzie napędzała rozwój rynku. Bo nie chodzi o to, żeby wymuszać na kliencie wymianę urządzeń na nowe, ale proponować systemy rozwojowe, które umożliwią korzystanie z dobrodziejstw nowoczesnej technologii bez konieczności wyrzucania tego, co już mamy.

Bardzo dziękujemy za rozmowę

Zostaw komentarz

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.